wtorek, 5 lutego 2008

Spotkanie klasowe

W ostatnią sobotę mieliśmy spotkanie klasowe ze szkoły podstawowej. Doszło do niego dzięki słynnemu ostatnimi czasy portalowi nasza-klasa.pl. Umówieni byliśmy w pubie Highlander na Starym Mieście o godzinie szóstej wieczorem. Byłem na miejscu kwadrans przed czasem. Wstąpiłem do pubu, ale kanapa, na której mieliśmy zasiąść, była zajęta. Wyszedłem zatem na zewnątrz i czekałem, aż ktoś z naszych się zjawi. Tuż przed osiemnastą przyszedł Marcin Fijałkowski. Wkroczyliśmy do środka i zapytaliśmy obsługę, czy rezerwacja dla naszej grupy jest aktualna. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Osobnicy zajmujący kanapę byli poinformowani o konieczności opuszczenia tego miejsca o właściwej godzinie. Tak też się stało. Zamówiliśmy po piwie i czekaliśmy na kolejnych biesiadników. Marcin szybko się zorientował, że nie wziął pieniędzy i pojechał do domu, żeby to nadrobić. Tymczasem zjawił się Trampek, czyli Arek Tamkun. Zdziwił się, że siedzę sam. Chwilę potem doszedł Mariusz Pryk zwany Długim z racji swego wzrostu (1,95 cm). Zaraz wrócił Marcin z pieniędzmi. We czwórkę czekaliśmy na pierwszą przedstawicielkę płci pięknej, czyli tak zwanych kobiet. Okazała się nią Ewa Punda. Niegdyś ruda, teraz miała włosy koloru ciemnego brązu, a może po prostu czarne. Od razu zadzwoniła do Gosi, która poinformowała ją, że jest w tej chwili w Ostródzie. Gosia jechała do nas z Gdańska, gdzie obecnie mieszka i pracuje. Wcześniej jednak zaszczyciła nas Agnieszka Pławska. A ponieważ Ostróda to nie Kraków, wkrótce mogliśmy powitać również Gosię. Zatem zebrało się nas siedmioro. Wspomnienia i rozmowy toczyły się w najlepsze, gdy nagle Marcin powiedział: „O! Pan od historii!”. Odwróciłem się i pomyślałem: „O! Mariusz!”. Był to bowiem nie kto inny, jak Mariusz Badura, nasz nauczyciel historii przez jeden rok szkolny, a obecnie mój współpracownik z Wydziału Edukacji i Sportu. Nie zwlekając zaprosiliśmy go do naszego grona. I tak trwało to spotkanie. Pierwszy poszedł sobie Trampi, gdyż miał chorą żonę. Obiecał jej wrócić wcześnie i słowa dotrzymał. Zaraz też zmył się Marcin. Wypił tylko jedno piwo, gdyż przyjechał samochodem. Mieszka pod Jonkowem i praktycznie nie ma tam dojazdu. Tak przynajmniej tłumaczył. Po jakimś czasie dziewczyny postanowiły opuścić lokal. Zostaliśmy tylko we trzech: dwóch Mariuszów i ja. Nie zabawiliśmy długo. Dopiłem resztę piwa i zakończyliśmy spotkanie klasowe. Mariusz Pryk zadzwonił po kolegów i pojechał do domu radiowozem. Mariusz Badura wziął taksówkę, a ja poczłapałem niepewnym krokiem na Bałtycką.
W niedzielę rano obudziłem się w kiepskiej formie fizycznej. Od razu zrozumiałem, że jest to wynikiem zatrucia dymem papierosowym. Nawdychałem się go sporo. Paliło tylko dwóch Mariuszów, ale to wystarczyło. Czułem się źle do tego stopnia, że nawet nie zjadłem śniadania. A należy wiedzieć, że to mi się praktycznie nie zdarza. Zwykle budzę się głodny jak wataha wilków i muszę pochłonąć większą ilość jadła. Tego dnia jednak dopiero przed czwartą byłem w stanie zjeść obiad. Czułem się ciągle źle i musiałem odpuścić sobie trening siłowy.
Po tym spotkaniu przyszła mi do głowy myśl, żeby urządzić zawody w wyciskaniu sztangi. Trampek i Fiołek trenują na siłowni, więc może być ciekawie. Zaproponuję to na forum w naszej klasie.
Już czwarty tydzień po powrocie z Anglii pracuję w urzędzie. Moje plany odnośnie innych prac chwilowo legły w gruzach i muszę zadowolić się rolą pracownika samorządowego.
W piątek był pogrzeb wujka Gienka. W ciągu miesiąca moja babcia straciła dwóch synów. Cieszmy się więc życiem, bo nie wiadomo, kiedy się skończy. A nikt nie będzie miał dwóch żyć, chyba że wierzy w reinkarnację.