poniedziałek, 23 lutego 2009

NBA All Star Weekend

Miniony weekend upłynął jak należy, czyli pod znakiem gry w tenisa. Niestety, grało mi się raczej średnio z uwagi na dziewięciodniową przerwę. Straciłem czucie uderzenia i miałem dużo nieczystych zagrań. Trzeba budować formę od nowa.
Obejrzałem też mecz Wschód - Zachód oraz konkurs wsadów piłki do kosza. Drugi raz z rzędu wygrał Nate Robinson, który w finale pokonał Howarda. Sam mecz był dobry, wygrał Zachód, a najlepszymi zawodnikami spotkania uznano Bryanta (L.A. Lakers) i O'Neal'a (obecnie Phoenix Suns). Ściągnąłem też mecz z udziałem zespołu Orlando Magic. Ciekawy byłem, jak gra Dwight Howard. Dzisiaj obejrzę.
Znowu zwaliła się na nas z nieba kolejna porcja śniegu. Zima nie odpuszcza, a ja liczyłem na wiosnę od początku marca. Ale wszystko jeszcze możliwe, wszak został jeszcze cały tydzień lutego.

wtorek, 17 lutego 2009

Tenis w ferie

W zeszłym tygodniu graliśmy trzy razy: w poniedziałek, wtorek i czwartek. W weekend nam się nie udało. W sobotę szkoła była zamknięta, ale w niedzielę były wybory i mieliśmy grać. Zadzwoniłem w południe na portiernię i zaklepałem nam granie na 15:00. Zdzichu w tym czasie był w jednej z komisji wyborczych, ale o 13 miał skończyć. Umówiliśmy się u mnie za kwadrans trzecia. Niestety, przed drugą Zdzichu zadzwonił, że dopiero skończył i się spóźni. Nie było to jednak takie proste, bo portier w szkole kończył pracę o 17, więc automatycznie skracał nam się czas gry. W końcu o trzeciej Zdzichu poinformował mnie, że nie da rady i musimy sobie odpuścić. Mówi się trudno.
Asia w piątek wyjechała do Zgliczyna, a ja właściwie cały weekend spędziłem przed telewizorem. W sobotę zmobilizowałem się do treningu siłowego, ale to zabrało mi tylko godzinę. W niedzielę obejrzałem świeżo ściągnięty mecz NBA L.A. Lakers - Boston. Po dogrywce wygrali Lakersi.
W niedzielę wieczorem w końcu ruszyłem się z fotela i poszedłem na głosowanie. W punkcie wyborczym mieszczącym się w szkole podstawowej nr 7 okazało jednakże, że nie mogę głosować poza swoim obwodem wyborczym. Nie przejąłem się za bardzo i ruszyłem na Niepodległości odebrać Afulę z autobusu, gdyż właśnie wracała z weekendu u rodziców.

sobota, 7 lutego 2009

Nowa umowa z Vectrą

W wyniku małych nieporozumień rozpoczęcie naszego treningu nieco się opóźniło. Wparowaliśmy na salę o wpół do dziewiątej. Wzięliśmy się ostro za grę. Wiedziałem, że mamy tylko półtorej godziny, grałem więc intensywnie. Wybiegałem się porządnie i gdy punkt dziesiąta do sali zajrzał Wasilewski, byłem zadowolony z tych dziewięćdziesięciu minut.
Wcześniej umówiłem się z Asią na wybór nowego blatu do kuchni. Ponieważ jeszcze jej nie było, poszedłem do biura Vectry mieszczącego się w budynku obok szkoły. Postałem chwilę w kolejce i wypytałem o szczegóły odbioru telewizji w jakości HD. Trzeba było sporządzić aneks do umowy. Na szczęście przyszła już Asia i mogliśmy wszystko załatwić formalnie. Wszystko będzie kosztowało prawie 120 zł miesięcznie, plus koszt aktywacji dekodera HD. Umówiliśmy się na wizytę technika na poniedziałek i skierowaliśmy swe kroki na Piłsudskiego w stronę urzędu pracy. Spory kawałek za urzędem jest sklep z blatami kuchennymi. Na miejscu poinformowano nas, że w sprzedaży są tylko blaty o długości do 3 metrów. My potrzebowaliśmy blatu prawie 3,5-metrowego, więc poszliśmy sobie stamtąd. Asia zaciągnęła mnie do Biedronki na zakupy. Potem udaliśmy się na przystanek siedemnastki na Żołnierską. Autobus ten zawiózł nas na Wojska Polskiego, gdzie spożyliśmy suty posiłek przygotowany przez babcię i mamę. Od babci pomaszerowaliśmy już do domu. Przy pomocy map na zumi.pl wyliczyłem, że Asia zrobiła dziś pieszo ok. 10 km. Ja trochę mniej, ale też sporo.

piątek, 6 lutego 2009

Przebojów z salą ciąg dalszy

Oczywiście na dzisiaj również zaplanowaliśmy tenisa. Uzgodniliśmy w szkole, że będziemy o czwartej. Miałem kontrolę w przedszkolu na Nagórkach, zatem zaszedłem jeszcze do mamy na obiad. W szkole zameldowałem się piętnaście minut przed czasem. Na sali grała jeszcze młodzież. Chciałem przy okazji załatwić sprawę w pobliskim oddziale Citi Banku, ale był czynny tylko do trzeciej. Wróciłem do szkoły i poszedłem do szatni. Po chwili zjawił się Zdzichu. Trochę posiedzieliśmy w szatni i poszliśmy rozgrzewać się na salę. Chłopaki mieli jeszcze dziesięć minut gry, ale ujrzawszy nas wyraźnie się spłoszyli i zakończyli mecz siatkówki. Szybko wziąłem się za obniżanie siatki, ale z jednej strony była mocno przykręcona. Pobiegłem na portiernię po jakieś kombinerki i tam dowiedziałem się, że właśnie przyszedł pan Wasilewski i będzie miał trening siatkówki. Wróciłem na salę, gdzie ów pan wypraszał właśnie Zdzicha z sali. Musieliśmy obejść się smakiem. Twardo jednak umówiliśmy się na jutro. Zdzichowi zależało, żeby zagrać rano w powodu planowanego wyjazdu do Działdowa. Ponieważ siatkarze zaplanowali sobie trening na dziesiątą, musieliśmy zagrać przed nimi. Mieliśmy zacząć o ósmej.
W domu czekał już telewizor. Zabrałem się za jego podłączenie i po kilkunastu minutach oglądaliśmy jakiś program już na dużym ekranie. Trzeba jeszcze zdobyć z Vectry dekoder HD, żeby oglądać telewizję w jakości cyfrowej i HD.

czwartek, 5 lutego 2009

Panasonic 37 cali

Tym razem byliśmy lepiej przygotowani. Od razu do pracy wziąłem swoją wielką tenisową torbę z pełnym wyposażeniem. Umówiłem się ze Zdzichem, że zajedzie po mnie na Knosały. Posiedziałem zatem trochę dłużej w pokoju i wyszedłem na zewnątrz za kwadrans czwarta. Zdzichu zjawił się za pięć. W szkole byliśmy punkt szesnasta. Wyposzczeni graliśmy ostro ponad dwie godziny. Nareszcie czuję, że lepiej mi się biega. Wraca mi porządny start do piłki. Po grze jak zwykle Zdzichu odwoził mnie do domu. Poprosiłem go o pomoc w odwiezieniu do Media Markt piekarnika nabytego w niedzielę. Stwierdziliśmy, że jest trochę za szeroki. A że zwroty nie są przyjmowane, postanowiliśmy wymienić piekarnik na telewizor.
Wytaszczyłem ze Zdzichem piekarnik z domu i postawiliśmy go na przednim siedzeniu. Bagażnik w Punto nie jest zbyt obszerny i nie było szans na umieszczeniu tam czegoś większego. Okazało się, że i tu piekarnik zajmuje zbyt wiele miejsca. Konkretnie uniemożliwiłaby zmianę biegów. W związku z tym zatargaliśmy urządzenie z powrotem do domu i pojechaliśmy do Media Markt bez piekarnika, za to z Asią. Nie robiono nam problemów z wymianą. Pooglądaliśmy więc telewizory i po kwadransie zdecydowałem się na Panasonic 37'' LCD. Dopłaciłem różnicę między ceną piekarnika i telewizora, ustaliliśmy szczegóły transportu i poszliśmy na przystanek. Niestety, autobus mieliśmy dopiero za pół godziny. To przerastało naszą cierpliwość i udaliśmy się do domu pieszo (niektórzy mówią: "na pieszo"). Ostatecznie o dziewiątej mogłem wrzucić coś na ruszt i odpocząć. To był męczący dzień.

środa, 4 lutego 2009

Ferie zimowe pod znakiem tenisa

Okazało się, że w ferie będziemy mieli okazję zażyć sporej dawki tenisa. Zdzichu zadzwonił do szkoły i ustalił, że przyjdziemy dziś na szesnastą. Po pracy żywo ruszyłem do domu, żeby wchłonąć jakiś posiłek przed dwiema godzinami gry. Zdzichu musiał jechać do domu po sprzęt, więc miałem trochę czasu. Grubo po czwartej zajechał po mnie i szybko znaleźliśmy się na miejscu. Okazało się, że nie potwierdziliśmy naszego przyjazdu i na salę dopiero co weszli uczniowie IV LO. Zwiesiliśmy głowy i pojechaliśmy z powrotem. Umówiliśmy się jednak na jutro. Zatem pierwsze podejście do ferii na sportowo było nieudane.

niedziela, 1 lutego 2009

Mecz na szczycie i kuchnia elektryczna

Umówiłem się z Pawłem, że przyjadę do niego na finał Australian Open. Mecz miał rozpocząć się o 9:30 naszego czasu (19:30 w Melbourne). Zmierzyć się mieli walczący o odzyskanie pozycji lidera na listach światowych Federer oraz obecny numer jeden męskich rozgrywek Rafael Nadal.
Zameldowałem się u Pawła na Jarockiej o odpowiedniej porze. Tenisiści rozpoczęli zmagania z lekkim opóźnieniem. Mecz był świetny i trwał prawie cztery i pół godziny. Myślałem, że Nadal, po pięciosetówce w piątkowym półfinale, nie będzie w stanie walczyć do końca o korzystny dla siebie wynik. Myliłem się jednak. Hiszpan wytrzymał kolejny maraton i mimo, że widać było u niego brak świeżości, kolejny raz pognębił Szwajcara w finale turnieju wielkoszlemowego. Bilans spotkań tych tenisistów jest zdecydowanie korzystny dla Rafaela i wynosi 13-6. Federer podczas uroczystości wręczania nagród zdołał jedynie wykrztusić: "God, it kills me", po czym zalał się rzewnymi łzami. Roger miał w Australii wyrównać rekord Samprasa w ilości wygranych turniejów Wielkiego Szlema, który wygrał ich 14. Na kolejną okazję będzie musiał zaczekać do Wimbledonu, bo na paryskiej mączce raczej wiele nie zdziała.
W czasie spotkania zadzwonił Zdzichu i potwierdził, że nie przyjedzie dziś do Olsztyna i nie zagramy na sali. Z początku miałem jechać sam poodbijać o ścianę, ale zaraz po meczu zadzwoniła Asia. Była w Media Markt i wybierała nową kuchenkę. Dołączyłem zatem do niej i dokonaliśmy tego kontrowersyjnego zakupu. Na tenisa nie miałem już ochoty.