wtorek, 24 maja 2011

Wtorkowe granie

Dzień dzisiejszy był kolejnym dniem stojącym pod znakiem tenisa. Po raz pierwszy zagrałem moim nowym naciągiem Hexaspin. Od samego początku odbijania czułem, że jest w porządku. Najbardziej podoba mi się w nim to, że struny się nie przesuwają.
Rozpoczęliśmy jak zwykle od porządnej dawki przebijania piłki przez siatkę bez punktów. Potem zaczęliśmy mecz. Pierwszy set wygrałem 6:3. Po zmianie stron mecz się wyrównał. Doszło do tie-breaka. Myślałem, że wygram, bo w końcówkach Bartek zwykle grał trochę gorzej. Tym razem jednak wytrzymał presję i wygrał tę rozgrywkę 7-5. Nadszedł czas na decydujący set. Mnie trochę opuściły siły, a Bartek grał jak trzeba. Zasłużenie wygrał 6:1 i zaproponował dodatkowy set. Już nie miałem zbytnio ochoty, bo byłem wykończony intensywnym bieganiem w poprzednich setach. Zagraliśmy jednak, starałem się łatwo nie sprzedać skóry, ale ostatecznie przegrałem 4:6. Po mojej stronie kortu było jednak już zbyt ciemno i nie widziałem dobrze piłki. Ostatnie dwa gemy to już była gra bardziej po omacku i nie miało to większego sensu, chciałem jednak honorowo dokończyć. Po zaszczotkowaniu kortu opuściliśmy go kwadrans po dziewiątej.

poniedziałek, 23 maja 2011

Pro's Pro Hexaspin

Połowę weekendu miałem trochę zmarnowaną z powodu przedłużonej nieco majówki nad Wadągiem. Nad samą rzeką impreza zdechła raczej szybko, gdyż nie dopisała frekwencja. Było nas w sumie 12 osób. Lejman zaczął jęczeć, że dobrze byłoby udać się na Kortowiadę. W końcu nas namówił i w pięciu ruszyliśmy Lasem Miejskim do Olsztyna. W drodze rozpiliśmy moje trzy Kasztelany, które mi jeszcze zostały. Na Zatorzu w ulicę Żeromskiego odbili Leszek i Tomaszczuk, a ja, Paweł i Lejman kontynuowaliśmy marsz na Kortowo. Dotarliśmy tam przed północą. Dołączył do nas brat Lejmana. Powałęsaliśmy się bez większego sensu po kampusie i przed drugą rozeszliśmy się do domów. Ja dotarłem do siebie przed wpół do trzeciej. Zwaliłem się na łóżko jak kłoda drzewa, myjąc jednak przedtem zęby.
Poranek nie był przyjemny. Obudziłem się z gulą w żołądku i ogólną niedyspozycją fizyczną. Ostatecznie wstałem z łóżka o pierwszej po południu, ale nic nie mogłem jeść. O drugiej zadzwonił Bartek z pytaniem, dlaczego nie ma mnie jeszcze na korcie. Przyjechał tam bez wcześniejszego telefonu do mnie, bo zrozumiał, że w czwartek się umówiliśmy. Może i tak było, ale ja nie byłem w stanie tego dnia grać. Odżyłem dopiero wieczorem. Obejrzałem mecz NBA Oklahoma City - Dallas, a potem zrobiłem trening siłowy. W niedzielę wstałem już gotów do gry. Udało nam się wstrzelić między opady deszczu i graliśmy od 17-stej do 19-stej. Mecz zakończył się moim zwycięstwem 6:0, 7:5. Niestety, podczas rozgrzewki pękł mi naciąg w Babolacie, czyli w mojej zapasowej rakiecie. Przewidziałem to i wziąłem ze sobą dawno nie używanego Donneya. Ten jednak wytrzymał zaledwie kwadrans i w tym momencie nie dysponowałem sprzętem do gry w tenisa. Bartek stanął jednak na wysokości zadania i użyczył mi swojej zapasowej rakiety Wilson. Także mecz w całości grałem jego sprzętem.
Dzisiaj oczekiwałem na mój nowy naciąg Pro's Pro Hexaspin i nie zawiodłem się. Około szóstej zjawił się kurier z tym, co trzeba. Zadowolony najpierw obejrzałem świeżo ściągnięty mecz nr 3 finału konferencji wschodniej Miami - Chicago. Moi faworyci z Jamesem na czele wygrali i prowadzą w serii 2-1. Następnie wziąłem się za naciąganie rakiety Dunlop nowym naciągiem. Jest to naciąg o przekroju sześciokątnym, podobno świetny do gry topspinowej. Poczekamy, zobaczymy. Jutro jego czas próby. W kolejce do naciągania czeka jeszcze mój zapasowy Babolat.

wtorek, 17 maja 2011

To był maj...

Sezon tenisowy trwa w najlepsze. Trzeciego maja zagrałem z Bartkiem w turnieju deblowym na Skandzie. W ćwierćfinale zagraliśmy z parą z Gdańska. Grali dość średnio, ale i tak męczyliśmy się z nimi. Było to spowodowane głównie moją słabą postawą. Ostatecznie wygraliśmy 7:5, 6:3, ale mecz wspominam nieciekawie. Następnie w półfinale stanęliśmy naprzeciw Badury i Zielińskiego. Tu już grałem lepiej, ale i tak oberwaliśmy 1:6, 2:6.
Najlepiej gra mi się jednak w Kortowie. Tam jest inny klimat, jest bardziej zacisznie. Toczę głównie gry singlowe z Bartkiem. Najpierw odbijamy godzinę treningowo, a potem gramy na punkty. Na razie wszystkie mecze wygrałem, ale początkowo przegrywałem zawsze jednego seta. Ostatnio jednak wygrywam już w dwóch setach. Wczoraj też graliśmy i udało mi się zwyciężyć 7:5, 6:2.
Na próbę kupiłem 12 metrów nylonowego naciągu Wilsona, ale wytrzymał tylko jakieś cztery godziny. Trzeba jednak kupić naciąg poliestrowy, który jest wytrzymalszy. Mój poprzedni naciąg, Signum Pro Poly Plasma, był trochę droższy, ale wcale nie odczułem różnicy w grze, a i z wytrzymałością było średnio. Kupię teraz tani Pro's Pro i tyle.
W piątek mamy wydziałową majówkę. Miejsce nad Wadągiem jest zarezerwowane. Zaopatrzyłem się też w piwo Kasztelan , i to w Mławie, bo w Olsztynie nie znalazłem tradycyjnego Kasztelana. Jest tylko niepasteryzowany i mocny.
W sobotę jest kolejny turniej deblowy, w którym mam wystąpić ze Zdzichem. Jednak z uwagi na piątkową imprezę będzie ciężko zerwać się w sobotę rano rześko i z gotowością do kilkugodzinnej gry.