sobota, 28 czerwca 2008

Przed urlopem

Nastał kolejny weekend. Zgodnie z planem od najbliższego poniedziałku powinienem zacząć swój długo oczekiwany urlop. Na przeszkodzie stanęły jednak Wieloletnie Plany Inwestycyjne, które przejąłem po będącym już na emeryturze Bogusławie. Koniec końców odpoczynek od pracy mam zacząć od środy. W związku z tym przerwa skróci mi się z trzech do dwóch i pół tygodnia, ale co robić? Jestem niewolnikiem, bo muszę zarabiać pieniądze na utrzymanie i koniec.
Asia planuje malowanie mieszkania. Oczywiście z moim znaczącym udziałem. A już myślałem, że urlop to czas, kiedy robię to, co chcę. Jak widać jest to nieprawda. Na razie Asia pojechała z Igorem do Zgliczyna, a ja jestem sobie sterem i okrętem.
Igor skończył podstawówkę i ma nadzieję na przyjęcie do gimnazjum nr 3 do klasy siatkarskiej. Niedawno był na Mistrzostwach Polski szkół podstawowych, gdzie jego drużyna zajęła pierwsze miejsce. Zawody odbywały się w Głuchołazach, które leżą w województwie opolskim, tuż przy granicy z Czechami. Dzięki temu sukcesowi Igor duże szanse na przyjęcie do wspomnianego gimnazjum.
Dzisiaj mam zaplanowany singiel z Bartkiem. Za chwilę jadę do Arpisu po nowe piłki. Nie mogę się po nie wybrać już od miesiąca. Niedawno zlikwidowano sklep Leba Sport, który mieścił się na Starym Mieście. Inne sklepy ze sprzętem sportowym są mi zdecydowanie nie po drodze.
Ostatnio dużo grałem i odczuwam lekki ból w łokciu. W zeszłą sobotę graliśmy w turnieju deblowym na Skandzie. Zajęliśmy czwarte miejsce (startowało osiem par), grając trzy mecze. Trwały one łącznie ponad cztery godziny, co zostawia ślad w organizmie. W najważniejszym meczu, w półfinale, ulegliśmy parze Badura/Zieliński 5:7, 4:6.

Niedawno wróciłem z kortu. Najpierw grałem z Bartkiem singla. Na początku pękł mi naciąg w rakiecie. Bartek zaproponował, żebym spróbował pograć jego zapasową rakietą, gdyż chce ją sprzedać. Była to Babolat Pure Drive, przebój zeszłego sezonu. Grało mi się dobrze, mimo zbyt cienkiej rączki. Lepiej się serwuje i jest większa kontrola uderzenia, zwłaszcza przy slajsowanym bekhendzie. Zdecydowałem się na jej zakup. Nawinę grubszą owijkę i będzie grała muzyka. Koszt zakupu – 400 zł.
W czasie gry zadzwonił Władek. Zachęciłem go do przyjścia i gdy już przybył, graliśmy dwóch na jednego. Najpierw ja byłem sam i wygrałem seta 6:0. Potem Władek spróbował swych sił jako singlista i przegrał 2:6. Na koniec zmierzył się ze mną i Władkiem Bartek. Po zaciętym secie pokonaliśmy go 7:5. W sumie grałem trzy i pół godziny. Nie ma to jak solidna dawka tenisa w weekend. Żeby tak można było codziennie! Co ważne, ból w łokciu nie odezwał się ani razu.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

IV Mistrzostwa Polski Samorządowców w Tenisie - Konin 2008

W dniach 23-26 maja pojechałem z Asią i Igorem do Koszalina. Wyjechaliśmy w czwartek w Boże Ciało. Placki przyjęli nas własnoręcznie wypieczonym chlebem i wódką. Ja po trzech kieliszkach zdałem sobie sprawę, że do picia wódki się nie nadaję i dałem sobie spokój. Placek był nieco rozczarowany. W piątek poszedłem do Placka na siłownię i machnąłem trening pod okiem fachowca.
Z kolei w sobotę pojechaliśmy nad morze do miejscowości Mielno. Było słonecznie, ale wiatr dął niemiłosiernie, więc na plaży siedzieliśmy w kurtkach. Dla mnie morze nie jest specjalną atrakcją, ale pojechałem dla towarzystwa. Wieczorem mieliśmy grać na gitarach na siłowni. Plackowi jednak zepsuł się samochód i nie chciało nam się targać sprzętu na piechotę. Do Olsztyna pojechaliśmy w niedzielę.
W piątek 30 maja była majówka wydziałowa, połączona z pożegnaniem odchodzącego na emeryturę Bogusława. Najpierw zrobiliśmy zakupy, tzn. grillowe żarcie i alkohol na 25 osób, a potem to wszystko zawieźliśmy do osady leśnej nad Wadągiem. Tam rozpoczęliśmy przygotowania do imprezy. Reszta towarzystwa dołączyła przed czwartą. Skończyliśmy przed północą.
Natomiast w czwartek 5 czerwca wyruszyłem ze Zdzichem do Konina na IV Mistrzostwa Polski Samorządowców w Tenisie. Mecze ruszyły w piątek rano. Zdzichu startował w kategorii +45 lat, ja do 45 lat. Poza tym obaj zapisaliśmy się oczywiście do turnieju deblowego.
W pierwszym swoim meczu, czyli w 1/8 finału, spotkałem się ze swoim przeciwnikiem z tej samej fazy turnieju sprzed dwóch lat. Był nim Jędrzej Solarski z Poznania. Ponownie go pokonałem, tym razem 6:4, 6:4. W ćwierćfinale trafiłem na jego kolegę, niejakiego Łukasza Judka. Tym razem nie było tak łatwo i przegrałem 4:6, 6:3, 5:10 (w decydującym secie grało się jak w deblu, tzn. tie-break do dziesięciu). Mój oponent był bardzo dobry technicznie i moje bieganie nie wystarczyło na awans do kolejnej rundy.
Z kolei w deblu rozgrywki rozpoczęły się od fazy 1/16 finału. Wygraliśmy dwie pierwsze rundy bez straty seta, ale w ćwierćfinale wyeliminowali nas niezbyt dobrzy zawodnicy. Tu pozostał niedosyt, bo bez problemu mogliśmy osiągnąć półfinał. Spróbujemy znowu za rok.
Szukałem dzisiaj w Internecie wyników meczów finałowych, gdyż wyjechaliśmy do Olsztyna w niedzielę rano, zanim rozpoczęły się decydujące pojedynki. Spieszyło mi się na finał French Open. Zdążyłem i obejrzałem kolejne, czwarte z rzędu zwycięstwo Nadala. Rozgromił Federera 6:1, 6:3, 6:0. Jednak wyników finałów z Konina nie znalazłem.