sobota, 31 marca 2012

Ostatni halowy weekend

Nastała ostatnia sobota na hali przy Artyleryjskiej. Pogoda bardzo się popsuła i spadł nawet śnieg. Dobrze, że nie zmieniłem jeszcze opon na letnie. W święta też ma być różnie i chyba nie zmienię ich nawet na wyjazd do Zgliczyna.
Na tę ostatnią halową grę składy były mocne: zagrałem z Bartkiem przeciwko Przemkowi Zielińskiemu i Markowi. Ktoś przyniósł nowe piłki Dunlopa, które były bardzo twarde i kiepsko słuchały się naszych rakiet (a ściślej rzecz biorąc - naszej techniki). Mecz zaczął się nie po naszej myśli. W pierwszym secie przegrywaliśmy już 2:5. Wtedy też przestaliśmy za wszelką cenę atakować, tylko uspokoiliśmy grę. Zaprocentowało to doprowadzeniem do stanu 5:5, potem 6:6. W tie-breaku już byliśmy lepsi i pierwszy set padł naszym łupem. Potem było już łatwiej. Kolejne sety rozstrzygnęły się na naszą korzyść 6:3, 6:2, 4:1 i przy tym stanie musieliśmy zakończyć zmagania, gdyż była już siódma i na kort weszli następni wynajmujący.
Po powrocie do domu zasiadłem do internetu obejrzeć finałowy mecz Radwańskiej z Szarapową w Miami. Nieoczekiwanie (przynajmniej dla mnie) wygrała Polka 7:5, 6:4. Jest to jej największy sukces w karierze. Ciekawe, czy awansuje w rankingu do pierwszej trójki.

niedziela, 25 marca 2012

Debel, ciągle debel

Ten tydzień spędzony był bardzo na sportowo. Wymienię po kolei: poniedziałek - siłownia, wtorek - tenis w ZSM-E, środa - siłownia, czwartek - siłownia, piątek - tenis na ściance, sobota - tenis na Artyleryjskiej. Dopiero dzisiaj jest dzień odpoczynku przed kolejnym pracowitym tygodniem rzecz jasna.
Zatem w piątek od razu po pracy wyciągnąłem z piwnicy rower i popedałowałem na ściankę przy Radiowej. Na szczęście była pusta, zatem mogłem swobodnie z niej korzystać. Przyjechałem z postanowieniem ćwiczenia głównie uderzeń z góry, czyli smecza i serwisu. Najpierw rozgrzałem się delikatnym i spokojnym odbijaniem forhendem i bekhendem. Potem przeszedłem do smecza. Odbijało się raczej średnio, bo nie mam jeszcze czucia, piłki miałem miękkie i siatka u góry ścianki jest postrzępiona i opuszcza się coraz niżej, przez co część piłek uderzanych smeczem nie wracała do mnie górą, tylko była blokowana przez rzeczoną siatkę. Wobec tych przeszkód zacząłem doskonalenie serwisu. Tu już było lepiej. Spokojnie próbowałem różnych wariantów wyrzutu, co byłoby niemożliwe podczas gry na punkty. Miejsce uderzenia piłki o ścianę było sprawą drugorzędną, ważniejszy był właściwy wyrzut piłki i praca nóg oraz tułowia podczas akcji serwisowej. Co jakiś czas urozmaicałem sobie to uderzanie ćwicząc forhend i bekhend. Spędziłem na ściance jakieś czterdzieści minut. W drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze o stację benzynową, gdzie uzupełniłem powietrze w oponach mojego bicykla.
Wczoraj zawitałem na hali znowuż przed szesnastą. Bartek kończył trening jakiegoś młodego adepta sztuki tenisowej. W tym czasie rozgrzewałem się skrupulatnie, truchtając i rozgrzewając stawy ramienne, łokciowe oraz nadgarstki. Po chwili zjawił się Marek i weszliśmy na kort. Dzisiaj czwartym do debla miał być Grzesiu Senderowski. Do czasu jego przyjazdu graliśmy dwóch na jednego. Długo jednak w ten sposób nie pograliśmy, bo na halę wszedł Grzegorz. Po krótkiej rozgrzewce był gotów do zmagań. Dołączył do mnie, a po drugiej stronie siatki stanęli Bartek z Markiem. Mecz generalnie był równy, ale zawsze ze wskazaniem na naszych przeciwników. Grzegorz trochę za wolno reagował na uderzenia, szczególnie na agresywne ataki Bartka. Przegraliśmy chyba 3:6, 5:7, 4:6, 5:7, 4:6. W dwóch setach, tych przegranych do pięciu, prowadziliśmy już 5:3, ale nie wykorzystaliśmy przewagi.
W swojej grze najbardziej byłem zadowolony z serwisu. Pierwszy serwis jest coraz mocniejszy, lepszy technicznie i coraz więcej tych uderzeń wchodzi w karo serwisowe. Dzięki temu rzadziej musiałem korzystać z drugiego serwisu i wygrałem prawie wszystkie swoje gemy serwisowe (raz przegrałem, niestety przy prowadzeniu 5:4). Także returny już gram pewniej, tak z forhendu jak i z bekhendu. Bardzo dobrze grał Bartek. Uderzał soczyście i najczęściej celnie. Jego serwis także sprawiał nam dużo kłopotów. Głównie dlatego nie wygraliśmy seta.
W turnieju ATP w Miami na razie bez niespodzianek. Nasz Kubot tym razem uległ Karlovicowi 3:6, 7:6, 6:7. Zatem mecz był bardzo równy. W kolejnej rundzie jednak Chorwat przegrał z Del Potro. W trzeciej rundzie ciekawe może być spotkanie Federera z Roddickiem. Amerykanin spadł w rankingu na 34 miejsce i będzie walczył o poprawienie swojej pozycji. Natomiast Szwajcar, po zwycięstwie przed tygodniem w Indian Wells, dąży do kolejnego turniejowego triumfu.
Dziś w nocy nastąpiła zmiana czasu z zimowego na letni. To jest to, ponieważ teraz będzie o godzinę dłużej widno. A to, jak powszechnie wiadomo, sprzyja tenisistom.

wtorek, 20 marca 2012

ZSM-E

Dziś kolejny, już chyba czwarty, raz odbijaliśmy na sali w energetyku. Zaczęliśmy sami, ale po półgodzinie niespodziewanie dołączył do nas kolega Piekarczyk. Odbijaliśmy zatem na zmianę, tzn. jeden siedział na ławie, a dwóch grało.
Jutro nastanie wiosna. Powoli przymierzam się do gry na zewnątrz czy, jak kto woli, pod chmurką. Jest już około 10 stopni, jeszcze tylko słońce nieco przygrzeje i można śmiało grać na powietrzu. Może przed sobotnią grą na hali zaliczę ściankę tenisową na Radiowej?

poniedziałek, 19 marca 2012

Federer rządzi w Kalifornii

Roger Federer wygrał turniej w Indian Wells w Kalifornii z cyklu Masters 1000. W finale pokonał Johna Isnera 7:6, 6:3. Pozycji Szwajcara w rankingu to nie zmieniło, ale Isner awansował na 9 miejsce.
W połowie tygodnia rusza kolejny duży turniej w USA, konkretnie w Miami. Znowu zagra nasz Kubot i znowu w pierwszej rundzie zmierzy się z dwumetrowym Karlovicem. Może ponownie go pokona? Jeśli tak, w drugiej rundzie czeka już Del Potro, zwany przez kolegę Zdzicha Del Putrą.

niedziela, 18 marca 2012

Trzecia odsłona na Artyleryjskiej

Wczoraj po raz trzeci w tym roku zawitałem na halę przy ul. Artyleryjskiej. W ostatniej chwili dostałem sygnał od Bartka, że i dzisiaj, podobnie jak przed tygodniem, spotykamy się o szesnastej. Trochę mnie to zaskoczyło, bo pół godziny przed grą dopiero kończyłem obiad, ale trudno. Stawiłem się na hali punktualnie i zaczęliśmy rozgrzewkę. Było nas tylko trzech, zatem zaczęliśmy grę dwóch na jednego. Graliśmy do dziesięciu punktów, czyli w formule tzw. super tiebreak'a. Wygrałem swoją rozgrywkę będąc sam. Moim kolegom ta sztuka się nie udała.
O piątej dołączył do nas Wiesiek Soluch. Po krótkiej rozgrzewce był gotowy do gry. Zagraliśmy tak jak przed tygodniem: ja z Bartkiem i Wiesiek z Markiem. Grało mi się już lepiej niż tydzień temu. Różnica była widoczna zwłaszcza przy wolejach. Uderzałem już znacznie mocniej i pewniej z powietrza. Wynik tej rywalizacji to 6:4, 6:4, 6:2 dla nas. Zagraliśmy jeszcze czwarty set. Szliśmy równo i przy stanie 6:6 zdecydowaliśmy się grać do przewagi dwóch gemów, gdyż zostało jeszcze trochę czasu. Jednak przy 7:7 nie było sensu ciągnąc to dalej i rozegraliśmy jednak tiebreak, który został rozstrzygnięty na naszą korzyść 7-4. Jeszcze kilka minut poodbijałem z Bartkiem singla, chociaż czułem już sztywność kolan. Ta nawierzchnia ma w sobie jednak coś niepokojącego.
Po dwudziestej pierwszej włączyłem jeszcze komputer, żeby śledzić zmagania zawodowców w Indian Wells. To był dzień półfinałów. Akurat kończył się mecz Djokovic - Isner. Faworyt gospodarzy nie zawiódł i niespodziewanie pokonał pierwszą rakietę świata 7:6, 3:6, 7:6. Mimo, że Serb wygrał w całym meczu więcej piłek (117-106), to odpadł z turnieju.
Ja ostrzyłem sobie zęby na następny mecz, czyli na "classic confrontation" Nadal - Federer. Wcześniej sprawdziłem statystyki i stwierdziłem, że szanse są równe. Co prawda Nadal ma korzystny bilans tych spotkań (18-9), ale biorąc pod uwagę tylko mecze na nawierzchni twardej jest remis 5-5. Niestety nie doczekałem się rozpoczęcia tego meczu. Nie wiem dlaczego zawodnicy nie weszli na kort zaraz po zakończeniu spotkania Djokovic - Isner. W zamian pokazywano z odtworzenia mecz ćwierćfinałowy Nadal - Nalbandian. O dwudziestej trzeciej miałem dość i poszedłem spać. Dziś rano zajrzałem na stronę atpworldtour.com i zobaczyłem, że Federer nadspodziewanie łatwo uporał się z Rafą 6:3, 6:4. Zatem dzisiejszy finał to mecz Amerykanina Isnera ze Szwajcarem, podczas gdy spodziewano się raczej spotkania zawodników zajmujących miejsca 1 i 2 w światowym rankingu.
Według programu gier na dzisiaj panowie zaczną mecz o 22-giej naszego czasu. Trochę późnawo, ale cóż, chyba obejrzę. Warty odnotowania jest udział w finale debla Nadala, który w parze z niejakim Marco Lopezem będzie stawiał czoła parze Isner - Querrey.

sobota, 10 marca 2012

Debel na Artyleryjskiej

Po raz drugi w tym roku zagrałem na hali tenisowej na terenie dawnej jednostki wojskowej przy ul. Artyleryjskiej. Tym razem spotkaliśmy się godzinę wcześniej, czyli o szesnastej. Podczas rozgrzewki pękł mi naciąg w Dunlopie. Pobiegłem do szatni po Babolata, zwanego przez Zdzicha Lecha Babochłopem. Zaraz też zaczęliśmy mecz.
Pierwsza godzina to gra par: Bartnikowski/Jędrzejczyk - Cierach/Jaśkowiak. Pierwszego seta wygraliśmy 6:4, w drugim też prowadziliśmy. Jednak kiedy wybiła siedemnasta Wieśka Jaśkowiaka zastąpił też Wiesiek, ale Soluch. Teraz zaczęła się właściwa batalia. Bartek dołączył do mnie, a Marek zagrał w parze z Wieśkiem Soluchem. Mecz był równy, grało mi się już trochę lepiej niż przed tygodniem. Bartek też robił mniej błędów, mimo że cały czas ostro atakował. Ostatecznie wygraliśmy 6:4, 5:7, 6:3, 6:4. Trochę lepiej wchodził mi pierwszy serwis, zaliczyłem trzy asy. Czuję jednak, że jutro ręka będzie mi odpadała, ponieważ graliśmy bite trzy godziny.
Swoją przygodę z turniejem w Indian Wells w Kalifornii zakończył Łukasz Kubot, obecnie sklasyfikowany na 52 miejscu w rankingu ATP. W pierwszej rundzie pokonał słynnego z atomowego serwisu Chorwata Karlovica, ale w drugiej uległ Amerykaninowi Roddickowi 6:4, 6:7, 3:6. Mecz zatem był równy i Polak na pewno nie odstawał poziomem gry od przeciwnika. Ostatecznie w tym turnieju zdobył 25 punktów i zgarnął 12725 dolarów. To jednak nie wystarczy do awansu do top 50.

sobota, 3 marca 2012

Artyleryjska

Dzień był wypełniony różnego rodzaju zajęciami. Najsamprzód, czyli po śniadaniu, pojechaliśmy na zakupy do Lidla. Zaraz potem ruszyłem do mamy męczyć się z przyklejaniem listew przypodłogowych oraz z karniszem. Do domu wróciłem wpół do piątej, przebrałem się, spakowałem torbę i pojechałem na tenisa. Nawet nie zdążyłem zmienić owijki w rakiecie.
Graliśmy w składach Bartek/ja - Zieliński/Soluch. Ja byłem bez czucia, Bartek sporo psuł i przegraliśmy gładko. Było to chyba pięć setów przegranych do trzech i do dwóch. Ale jeszcze kilka gier i wynik będzie odwrotny. Do domu wróciłem przed dwudziestą i nareszcie mogłem odpocząć. Czuję, że jutro będę nieco obolały.
W międzyczasie Federer wygrał turniej w Dubaju. W finale pokonał Murray'a 7:5, 6:4.

piątek, 2 marca 2012

Turniej w Dubaju

I termobag został sprzedany. Wczoraj wpłynęły pieniądze, zatem zmuszony byłem wywlec torbę z piwnicy, zapakować ją i wysłać do dalekiego Bytomia. Ale dokonałem tego i sprawa załatwiona.
Dzisiaj miały miejsce półfinały turnieju w Dubaju. W pierwszym meczu Murray niespodziewanie gładko ograł Djokovica 6:2, 7:6. W drugim meczu, po znakomitym widowisku, Federer pokonał Del Potro 7:6, 7:6, W drugim secie w tie-breaku Argentyńczyk prowadził już 5-0, potem 6-2, a jednak Roger zdołał tego seta wyrwać. Oba mecze obejrzałem w internecie. Jakość obrazu podczas tych transmisji jest coraz lepsza.
Jutro na 17-stą jadę na halę na Artyleryjską. Oczywiście, zgodnie z krajową tradycją, ceny wzrosły i godzina gry kosztuje już nie 50 zł jak w zeszłym roku, ale 60. Ponieważ w marcu będzie pięć sobót, musiałem przygotować 150 zł. Trudno, wiosna zbliża się wielkimi krokami i może w tym roku sezon pod chmurką rozpocznie się jeszcze w pierwszej połowie kwietnia.