Od początku stycznia nic się nie zmieniło. Ciągle panuje zima, najgorsza z możliwych pór roku. W związku z nią tenis jest bardzo ograniczony. Pierwszy trening w tym roku miałem dopiero 14 stycznia. Jednak nie ze Zdzichem, a z Bartkiem. Zdzichu popadł w bóle korzonkowe i przez kolejne dwa piątki zastąpił go właśnie Bartek. Niestety, nastały ferie, a wraz z nimi zaczęła się kolejna przerwa w graniu na sali IV LO. Szkoła bowiem zamykana jest już o szesnastej i siłą rzeczy nie mamy możliwości gry.
Z rozpaczy poprosiłem Bartka, aby uwzględnił mnie w deblu na hali przy Artyleryjskiej. Jednak miejsce dla mnie będzie zarezerwowane dopiero od lutego, w każdą sobotę. Wczoraj jednak spotkała mnie pozytywna niespodzianka. Mianowicie Bartek zadzwonił z pytaniem, czy nie zagram w tę sobotę, czyli dzisiaj. Od razu się zgodziłem, wygłodniały po wczorajszym niegraniu.
Styczeń był też nieprzyjemny pod innymi względami. Najpierw minął termin badania technicznego mojego samochodu. Było to dwa tygodnie temu w sobotę. Wtedy to ruszyłem na stację kontroli pojazdów i czekałem godzinę w kolejce. Niewiele jednak dała moja cierpliwość. Okazało się, że prawy tylny hamulec nie działa należycie i muszę to poprawić. Niezbyt szczęśliwy opuściłem stację. We wtorek oddałem wóz do warsztatu, co mnie kosztowało prawie 150 złotych. Oczyszczono szczęki hamulcowe i było po sprawie. Nawiasem mówiąc pewnie sam dałbym radę to zrobić, ale pogoda nie zachęcała do leżenia pod samochodem. Tak czy inaczej badania techniczne przebiegły pomyślnie i przystawiono mi pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym. Ale to nie był koniec wydatków motoryzacyjnych. Zbliżała się inna piękna data, mianowicie czas na wykupienie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej, czyli popularnego OC. Ponieważ nie miałem zamiaru płacić 1200 zł (tyle mi wyliczono z moją 10% zniżką), aktem darowizny przekazałem część mojego samochodu tacie. Dzięki temu stał się on współwłaścicielem pojazdu, a ja zyskałem jego zniżki na OC. Zacząłem skomasowaną akcję zbierania danych o kwocie ubezpieczenia. Po kilku dniach wiedziałem już, że do wydania będę miał od 400 do 560 zł. Oczywiście najbardziej byłem zainteresowany tą dolną granicą. I właśnie za równe cztery stówy wykupiłem ubezpieczenie na kolejny rok.
Podsumujmy: wizyta w warsztacie - 143 zł, badanie techniczne - 99 zł, OC - 400 zł. Razem w styczniu wątpliwa przyjemność posiadania ponad tony żelastwa na kółkach kosztowała mnie 642 zł, nie licząc tankowania benzyny za setkę. Dodatkowo na wiosnę czeka mnie zakup dwóch opon letnich, co pociągnie za sobą następne dwieście złociszy.
Już chętniej wydaję pieniądze na tenis. Gra na hali przy Artyleryjskiej raz w tygodniu wyniesie mnie 100 zł miesięcznie. Przygotowując się do dzisiejszego grania naciągnąłem w końcu moją zapasową rakietę Babolata, zwaną przez Zdzicha Babochłopem. Naciąg w rakiecie podstawowej, czyli w Dunlopie, jest już mocno zużyty i lada chwila pęknie. Na korcie zawsze trzeba mieć zapasowy sprzęt.
Czekam z utęsknieniem na wiosnę. Jak tylko śnieg zniknie można będzie poodbijać na Orlikach. Kilka z nich ma na boisku wielofunkcyjnym linie do tenisa i trzeba będzie to wykorzystać do czasu możliwości gry na mączce. Liczę, że tak się stanie jeszcze w marcu.
sobota, 29 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz