Poranek nie był przyjemny. Obudziłem się z gulą w żołądku i ogólną niedyspozycją fizyczną. Ostatecznie wstałem z łóżka o pierwszej po południu, ale nic nie mogłem jeść. O drugiej zadzwonił Bartek z pytaniem, dlaczego nie ma mnie jeszcze na korcie. Przyjechał tam bez wcześniejszego telefonu do mnie, bo zrozumiał, że w czwartek się umówiliśmy. Może i tak było, ale ja nie byłem w stanie tego dnia grać. Odżyłem dopiero wieczorem. Obejrzałem mecz NBA Oklahoma City - Dallas, a potem zrobiłem trening siłowy. W niedzielę wstałem już gotów do gry. Udało nam się wstrzelić między opady deszczu i graliśmy od 17-stej do 19-stej. Mecz zakończył się moim zwycięstwem 6:0, 7:5. Niestety, podczas rozgrzewki pękł mi naciąg w Babolacie, czyli w mojej zapasowej rakiecie. Przewidziałem to i wziąłem ze sobą dawno nie używanego Donneya. Ten jednak wytrzymał zaledwie kwadrans i w tym momencie nie dysponowałem sprzętem do gry w tenisa. Bartek stanął jednak na wysokości zadania i użyczył mi swojej zapasowej rakiety Wilson. Także mecz w całości grałem jego sprzętem.
Dzisiaj oczekiwałem na mój nowy naciąg Pro's Pro Hexaspin i nie zawiodłem się. Około szóstej zjawił się kurier z tym, co trzeba. Zadowolony najpierw obejrzałem świeżo ściągnięty mecz nr 3 finału konferencji wschodniej Miami - Chicago. Moi faworyci z Jamesem na czele wygrali i prowadzą w serii 2-1. Następnie wziąłem się za naciąganie rakiety Dunlop nowym naciągiem. Jest to naciąg o przekroju sześciokątnym, podobno świetny do gry topspinowej. Poczekamy, zobaczymy. Jutro jego czas próby. W kolejce do naciągania czeka jeszcze mój zapasowy Babolat.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz