Ten weekend był bardzo intensywny. W piątek grałem dwa razy w tenisa. Najpierw z Lejmanem, potem z Mirkiem, Piotrkiem Jasińskim i Władkiem. W sobotę pojechałem z Afulką w trasę. Miała ona do załatwienia spotkanie z beneficjentami w okolicach Torunia. Najpierw pojechaliśmy do Gniewkowa (200 km z Olsztyna). Afula rozmawiała z niewidomym beneficjentem w jego domu, a ja w samochodzie oglądałem film pt. Spadkobiercy. Po półtorej godzinie wyruszyliśmy do Skępych, do kolejnego beneficjenta. Mieliśmy jechać przez Toruń, ale ja poczułem chęć wypróbowania innej drogi i ruszyłem krajową jedynką w kierunku Łodzi. Niedaleko za Toruniem miał być most przez Wisłę, który umożliwiłby nam dostanie się na krajową dziesiątkę. Niestety, żadnego drogowskazu na ten most nie widziałem i byliśmy zmuszeni jechać aż do Włocławka. Przejechaliśmy przy zakładach Anwilu, sponsora drużyny koszykówki. Dotarliśmy do Skępych o osiemnastej. Tam Afulka spędziła godzinę, a ja kontynuowałem oglądanie filmu. Po godzinie dziewoja skończyła pracę i mogliśmy pojechać gdzieś na obiad. Naszym celem był Sierpc, gdzie kierowani telefonicznie przez Lidkę trafiliśmy do pizzerii Bona. Zamówiliśmy dwie pizze o nazwie Nova, które były wielkie jak stodoła. Ja zjadłem połowę, a Afula jedną czwartą. Resztę wzięliśmy do domu. Przed dziewiątą pojechaliśmy do domu. Trasa wiodła przez Żuromin, Mławę i dalej już tradycyjnie siódemką. Byliśmy w Olsztynie o jedenastej i wymęczeni położyliśmy się spać. Tego dnia zrobiliśmy prawie 500 kilometrów.
Natomiast dzisiaj musiałem zagrać w tenisa. Niestety Bartek na razie leczy ból kolan, Mirek już grał rano, Piotrek nie odbierał telefonu, a Marcin też nie chciał poodbijać. Niezrażony tymi okolicznościami ruszyłem do Kortowa sam. Najpierw rozgrzałem się na ściance, z uwzględnieniem woleja. Potem wkroczyłem na kort i zacząłem trening serwisu. Głównie uderzałem z rotacją, żeby wytrenować regularność tego uderzenia. Potem wplatałem serwisy płaskie i mocniejsze. Nawet nieźle to wychodziło i po godzinie pobytu w Kortowie zadowolony wróciłem do domu. Tu miałem przygotowanego już zimnego Leszka i zaraz go sobie nalałem. Jutro znów do pracy, niestety. Jak to by było miło, gdyby można było iść do pracy tylko wtedy, kiedy się chce. Myślę, że mnie by tam zbyt często nie oglądali.
niedziela, 12 maja 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz