piątek, 16 stycznia 2009

Pośpiech i stłuczka

Rano wyszedłem z domu o 7:16. Żeby zdążyć do pracy musiałem zastosować bieg truchtem. Mamy od stycznia elektroniczne czytniki czasu pracy, więc lepiej się nie spóźniać. Ruszyłem zatem galopem od samego domu. Na Artyleryjskiej powstrzymał mnie jednak strumień samochodów. Stały w korku, więc wszedłem na pasy do połowy jezdni i czekałem, aż przejadą ci z drugiego pasa ruchu. Kierowca półciężarówki, widząc mnie już na pasach, myślał zapewne, że mam zamiar wejść mu pod koła. Zahamował gwałtownie i samochód jadący za nim gładko wjechał mu w tył. Zrobiło mi się głupio, że niewątpliwie pośrednio przyczyniłem się do incydentu. Nie czekałem jednak na miłe pogawędki z kierowcami. W końcu spieszyłem się do pracy. Pewnie wyglądało to tak, jakbym uciekał, ale grunt, że zdążyłem na czas.

Brak komentarzy: