Wczoraj Asia i Igor pojechali do Skrzeszewa, a ja zostałem sam. Po odprowadzeniu ich na pociąg pojechałem na ściankę ćwiczyć bekhend. Szybko jednak pękł mi naciąg i musiałem wracać do domu. Była druga godzina i niedługo miał zacząć się finał Wimbledonu. Zacząłem naciągać rakietę naciągiem Kirschbaum P2 kupionym od Maliniaka. Niestety, nie zdążyłem przed meczem. Federer i Roddick zaczęli punktualnie. W dokończeniu naciągnięcia rakiety pomogły mi problemy technicznie podczas transmisji. Przekaz z Londynu powrócił przy stanie 5:5 w pierwszym secie, a ja już kończyłem prace nad rakietą. Zasiadłem do oglądania meczu.
Roddick zaraz przełamał Szwajcara, wygrał swoje podanie i było 7:5. W drugim secie obaj szli równo i doszło do tie-break'a. Amerykanin prowadził już 6:2, ale przegrał tę rozgrywkę 6:8. Kibicowałem mu mimo to nadal. Set trzeci także zakończył się trzynastym gemem, w którym ponownie lepszy był Roger. Andy nie poddawał się jednak i szybko przełamał podanie przeciwnika w secie czwartym. Utrzymał swój serwis i wygrał tę partię 6:3. Set piąty przebiegał pod dyktando serwujących i tak grali półtorej godziny. Dopiero przy stanie 15:14 dla Federera Amerykanin zaczął tracić siły i wyrzucał proste zagrania w aut. W wyniku tego Szwajcar po chwili cieszył się z szóstego zwycięstwa w Wimbledonie, a piętnastego w turnieju wielkoszlemowym. Tym samym pobił rekord Samprasa, który zwyciężał w cyklu Grand Slam czternastokrotnie. Pete specjalnie przyleciał z Kaliforni na ten finał i wręczał puchar Rogerowi. Statystyki meczowe są imponujące. W asach lepszy był Federer 50-27. Obaj zrobili po cztery podwójne błędy serwisowe. Niewymuszonych błędów mniej zrobił Amerykanin - 33 w stosunku do 38 Szwajcara. Piłki wygrane na czysto (winners) były na korzyść Rogera 107-74. Całkowita liczba punktów w meczu także wskazuje na minimalną wyższość Federera: 223-213. Cały mecz trwał 4 godziny i 15 minut.
Ceremonii wręczenia pucharu i przemówień zawodników już nie oglądałem. Na korcie profesorskim już czekali zawodnicy i pojechałem tam czym prędzej. Zagraliśmy debla w składzie: Marcin Uradziński/ja vs. Wojtek Skierski/Władek Nowosielski. Wygraliśmy 6:4. Potem jeszcze zagrałem seta z Władkiem wygrywając 6:0. Na koniec zrobiłem sobie trening serwisu i ok. dziewiątej pojechałem do domu.
poniedziałek, 6 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz