W niedzielę wstałem o dziewiątej w dobrej kondycji. Pozostali różnie się czuli z wiadomych względów. Afula mówiła, że na weselu była w formie i dużo piła. Nie czuła jednak kaca.
Ze Zgliczyna wyjechaliśmy o trzeciej. Po półtorej godziny jazdy zameldowaliśmy się w domu. Pojechałem do taty oddać samochód, ale na osiemnastą wróciłem na mecz Polska - Francja.
Polacy grali bardzo dobrze i zasłużenie wygrali 3:1. Mamy naprawdę bardzo dobrą drużynę, której nie zaszkodziła zachodząca właśnie zmiana pokoleniowa.
Miałem jeszcze ambitny plan obejrzenia finału US Open. Zasiadłem przed odbiornikiem TV o 22 i obejrzałem pomyślnie pierwszy set konfrontacji Federera z Del Potro. Niestety, w drugim secie tak mnie morzył sen, że musiałem położyć się spać.
Rano, ku swojemu zaskoczeniu, dowiedziałem się, że mecz wygrał 20-letni Argentyńczyk Del Potro w pięciu setach.
poniedziałek, 14 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz