piątek, 27 lipca 2007

NIN dla Asi

Wiele się wydarzyło od moich ostatnich zapisków. Przede wszystkim byłem z Asią na spotkaniu w sprawie NI Number. Było to we wtorek. Nie mieliśmy ze sobą dowodu zamieszkania, który jest jednym z wymaganych dokumentów. Zadzwoniłem zatem do Jobcentre w Hatfield i zapytałem, co robić. Radzili zabrać rachunek za gaz lub prąd, na którym figuruje nazwisko Asi. Niestety nie figuruje ona na żadnym rachunku, w związku z czym zapytałem o przełożenie spotkania. Kolejny zaproponowany termin to szesnasty sierpnia. Zdecydowałem, że spróbujemy zdążyć. O dziewiątej rano zameldowałem się w agencji Future Let z pytaniem, co z umową o wynajem mieszkania, na której miała już figurować Asia. Oni na to, że jutro przyślą nam pocztą. Ja na to, że potrzebuję tego dokumentu teraz, bo za półtorej godziny musimy być w Hatfield na wspomnianym wyżej spotkaniu. Zaproponowano mi, że wyślą poświadczenie zamieszkania Asi do Hatfield faksem za godzinę. Zgodziłem się i pojechałem do domu na złamanie karku, bo robiło się coraz później. Wpadłem do domu i powiedziałem Asi, że odpowiedni dokument będzie już czekał na nas w Hatfield. Pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Tam się okazało, że autobus do Hatfield odjeżdża o dziesiątej. Już wiedzieliśmy, że na pewno się spóźnimy. W piśmie zapraszającym na to spotkanie straszyli, że nieprzybycie na spotkanie w terminie może skutkować nieprzyjęciem petenta i koniecznością ponownego umawiania się na spotkanie.
Dojechaliśmy na miejsce dziesięć po jedenastej, a spotkanie było wyznaczone na wpół do jedenastej. Nie zrażeni tym faktem pomaszerowaliśmy do budynku Jobcentre, który znajduje się zaraz przy dworcu. Nie robiono nam żadnych problemów i wkrótce miła urzędniczka wypełniła wymagane druki. Nie wiem, czy faks z agencji dotarł do urzędu. Za dowód adresu wystarczył im list, który Asia otrzymała z Tesco w związku ze złożoną tam aplikacją w sprawie pracy. List ten był jednocześnie dowodem aktywnego poszukiwania pracy, co też było wymagane. Wszystko poszło sprawnie i wkrótce byliśmy z powrotem na dworcu czekając na autobus do Harlow.
W środę z kolei przypadał dzień instalacji internetu. Przyszedł facet z Vigin Media i przeciągnął kable z gniazdka TV na dole do mojego pokoju na piętrze. Poprowadził ten kabel na zewnątrz domu i przewiercił na wylot ścianę domu na wysokości sypialni. Dał mi modem i płytę instalacyjną. Zasiadłem, żeby sobie wszystko zainstalować i cieszyć się netem, ale nie było mi to dane. Po odpaleniu CD pojawił się komunikat, że język, w jakim jest skonfigurowany mój Windows jest niezgodny z językiem oprogramowania znajdującego się na płycie Virgin'a. I zaczęły się kombinacje. Sformatowałem jeszcze raz dysk i od nowa zainstalowałem Windowsa. Nie pomogło. Zadzwoniłem do Michała, który dał mi parę rad. To też nie pomogło. Połączenie lokalne jest, ale nie można korzystać z internetu. Cudowałem cały dzień, aż o dwudziestej padłem spać. Wcześniej całą noc byłem w pracy, a potem czekałem na instalację internetu. Następnie walczyłem z Windowsem. Stąd moje wycieńczenie i wczesne pójście spać.
Następnego dnia zacząłem walkę na nowo, ale z podobnym skutkiem. Zacząłem zatem pytać o angielską wersję Windows. Nikt jej nie ma na płycie. Michał zaczął ją ściągać przez internet. Asia tymczasem dowiedziała się od Lidki, która pracuje niedaleko Birmingham, że oni posiadają potrzebny mi system na płycie. Zobowiązaliśmy ją, aby jej Andrzej nagrał to na płytę i przysłał nam do Harlow pocztą. To też potrwa kilka dni niestety, tym bardziej że weekend za pasem. Ale cóż robić, taki los.
W międzyczasie męczyłem Virgin'a telefonami, które wykonywałem z Jobcentre. Stamtąd dzwoni się za darmo, więc trzeba korzystać. Nic z tego nie wynikło. Ciągle byłem odsyłany pod inne numery, aż miałem dość i zaniechałem dzwonienia. Zresztą doczytałem się, że moga pomóc w przypadku, gdy dostarczony przez nich sprzęt jest niesprawny. Więc skoro to mój Windows nie działa z ich płytą, to jest mój problem. Co prawda w takim przypadku podany jest numer, pod który można dzwonić, ale opłata za minutę połączenia wynosi 1 funta plus dziesięć pensów na połączenie. Trzeba będzie znowu jechać do Jobcentre, ale już nie mam dzisiaj siły na to wszystko.
Do Asi zadzwonili dzisiaj z Churchgate Hotel, gdzie byliśmy w zeszłym tygodniu na rozmowie w sprawie pracy. W najbliższy wtorek ma się stawić na szkolenie. Jest więc dobrze, ale Asię nęka zapalenie zatok, wywołane jej alergią na roztocza kurzu domowego i grzyby. A jest tu tego niemało. W poniedziałek kupiłem płyn do usuwania grzybów i na razie jakoś to wygląda. Zobaczymy, na ile to będzie skuteczne. Asia jest zrozpaczona, bo w perspektywie ma sprzątanie w hotelu, a tu zapalenie zatok. Dziewczyna łyka antybiotyki i mamy nadzieję na rychłą poprawę.
Ja tak nakombinowałem w Wndowsie, że teraz nawet drogą radiową nie mogę złapać sieci. Chyba znowu muszę sformatować dysk. Asia straciła już przez to część swoich kontaktów na Gadu-Gadu, gdyż nie dokonywała na bieżąco eksportu kontaktów na serwer GG. Pozostaje czekać na angielski Windows, a to potrwa kilka dni.

Brak komentarzy: