Instalację internetu Virgin zaplanował mi na 25 lipca, czyli za tydzień. Andrzej też zdecydował się na tę firmę. Będziemy mieli oddzielne linie i każdy swoją umowę. Anka wzięła internet od operatora sieci komórkowej T-Mobile za 25 funtów miesięcznie. Nie widziałem jak do tej pory droższej oferty w Harlow, ale każdy ma swoje zwyczaje. Kupiła sobie dziewczyna laptopa, to i internet ma reprezentacyjny. Z początku miałem podpisać umowę razem z nią. Dzielilibyśmy po połowie łącze 2Mb. Jednak po namyśle Ania stwierdziła, że szybkość 1Mb jest zbyt skromna do jej potrzeb, czyli do używania Skype'a. Komputer zakupiła razem z Windows'em Vista i była zawiedziona, że tenże Vista nie ma od razu zainstalowanego Microsoft Office. Chciała następnie ściągać go internetem, ale przekonaliśmy ją, że niewiele z tego wyniknie.
Umówiłem Asię na rozmowę w sprawie NIN (numer ubezpieczenia społecznego) na 24 lipca w Hatfield, czyli tam, gdzie fatygowałem się i ja. Poza tym poskładaliśmy aplikacje w kilku restauracjach (m.in. McDonald's). Asia podpisała też umowę z prywatną agencją pracy. Może oni szybciej coś znajdą. Byłaby to praca dorywcza, ale na początek dobre i to. Byliśmy też w znajdującym się opodal hotelu Park Inn. Tam jednak powiedzieli, że wakaty mogą być dopiero we wrześniu. Zatem na stałą pracę dla Asi możemy liczyć dopiero po sezonie. Ale kto wie? Może Tesco w końcu wypali. Podobno procedury długo trwają. Ale cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość.
W pracy wszystko toczy się swoim ustalonym trybem. Teraz dla odmiany najbardziej denerwują mnie przerwy. W ciągu jednej zmiany roboczej mamy dwie przerwy: pierwsza trwa godzinę, druga pół. Są to przerwy niepłatne, ale obowiązkowe. Spędzam zatem w Tesco dziewięć godzin, z czego płatnych mam siedem i pół. Ale cóż, taki system. Przynajmniej płacą regularnie.
Dzisiaj mam wolne i za chwilę zaczynam trening siłowy. Muszę nabyć dodatkowe obciążenie, bo w tej chwili wszystkiego mam czterdzieści kilogramów. Na trening rąk i barków wystarczy, ale klatka i plecy domagają się większego obciążenia.
Właśnie skończyłem trening. Asia musiała opuścić pokój, bo wzbiłem w powietrze masę roztoczy, na które jest uczulona. W przyszłości będziemy musieli wynająć mieszkanie bez wykładzin i dywanów.
Wracając do pracy w Tesco - mamy nową panią menadżer imieniem Elen. Jest moim bezpośrednim zwierzchnikiem. Jest to kobieta na pewno po pięćdziesiątce, ale energiczna. Jej sposobem zarządzania ludźmi jest sympatia i uprzejmość. Moim zdaniem tak powinno być. Teraz nie jestem wkurzony, kiedy muszę kilka minut po siódmej zwieźć puste skrzynki po mięsie do magazynu. Nie wydaje poleceń służbowych typu "zrób to i to", ale "czy mógłbyś to i to?". Kiedy potwierdzam, że oczywiscie mógłbym, zawsze słyszę "dziękuję" okraszone szczerym uśmiechem. Czy tak nie może być wszędzie? Od razu inaczej człowiek się czuje w miejscu, do którego niekoniecznie go ciągnie. Zauważyłem, że ostatnie dni w pracy upłynęły mi na staraniach zrobienia jak najwięcej. Przestaję lubić, gdy ktoś mi pomaga na moim dziale. Ostatniej nocy zrobiłem wszystko sam. Co prawda głównie dlatego, że w środku tygodnia dostawy są mniejsze, ale fakt został odnotowany w kronikach dla potomnych. Jak to się mówi w sporcie, nikt nie będzie pamiętał stylu, a wynik idzie w świat.
Mam nadzieję, że Asia dostanie jakąś tymczasową pracę z agencji (agencje pracy oferują tylko taką pracę). Trochę podbudowałaby sie psychicznie. Wczoraj byliśmy jeszcze w dwóch agencjach w centrum. Tam jednak powiedziano nam, że wymagana jest komunikatywna znajomość języka ze względów bhp. Trochę to śmieszne, ale widocznie mają dużo poszukujących pracy i w ten sposób robią wstępną selekcję pracowników. W końcu lato w pełni i zapewne studentów jest tu w bród. Od kierowcy autobusu, którym jechałem z Asią z Eping do Harlow w dniu jej przyjazdu do Anglii, dowiedziałem się, że kiedyś Harlow było zapleczem ogórkowym. Mnóstwo Polaków przyjeżdżało tu, aby zbierać ogórki z okolicznych pól. Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej nasi rodacy zaczęli sprowadzać tu rodzinę i znajomych. Z tego powodu dużo młodych ludzi ma tu kontakty i przyjeżdża na wakacje do pracy. Nie wiem, jaka jest skala tego zjawiska, ale coś musi być na rzeczy. Nie wolno się poddawać i trzeba cierpliwie czekać na swoją życiową szansę.
Jeśli chodzi o sam rodzaj pracy, którą wykonuję, zupełnie nie czuję, żebym robił coś gorszego niż w urzędzie. Tak zresztą czułem przed wyjazdem z Polski. Sprawdzają się moje odczucia. Oczywiście taka praca nie będzie mi odpowiadała na długie lata, ale myślę, że około roku przepracuję tu na pewno. Wcześniej pisałem, że będę też szukał pracy dla siebie jednocześnie z Asią, ale to na razie nie ma sensu. Niech nasza sytuacja tutaj się ustabilizuje, a przyjdzie czas na zmiany. Jeszcze nie wiemy zresztą, jak odnajdzie się tutaj Igor. Przyjeżdża pod koniec sierpnia. Jesteśmy w trakcie załatwiania mu szkoły. Staramy się o miejsce w szkole katolickiej. Zasięgnęliśmy opinii osób mieszkających w Anglii dłuższy czas i taką dostaliśmy radę. Na naszą prośbę złożoną e-mailem przysłano nam formularz o nazwie "Mid-Year Application for a Secondary School Place". Podaliśmy w nim preferowane szkoły i musimy go odesłać do Rady Hrabstwa Essex w Chelmsford. Na razie jednak czekamy na potwierdzenie zamieszkania Asi w Harlow, które ma przysłać agencja Future Let. Ten dokument jest wymagany przy załatwianiu szkoły. W Harlow jest mnóstwo imigrantów z różnych stron świata i myślę, że w szkołach mają opracowany system wdrażania dzieci obcojęzycznych w angielski system nauczania. Najlepsze w tym są szkoły katolickie, gdzie jest większe prawdopodobieństwo spotkania rodaków. A to jest przecież na początku bardzo ważne dla komfortu psychicznego dziecka.
środa, 18 lipca 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz