Od razu po pracy pognałem do samochodu. Postanowiłem bowiem, że zanim obiad będzie gotowy, przynajmniej zacznę prace związane z wymianą klocków hamulcowych w prawym kole. Podlewarowałem wóz, odkręciłem i zdjąłem koło oraz powalczyłem ze śrubą sześciokątną mocującą obudowę zaciskacza. Udało mi się z nią uporać dość szybko i wtedy udałem się na zasłużony posiłek.
Po konsumpcji dóbr doczesnych w postaci ryżu z mięchem kontynuowałem udawanie mechanika samochodowego. Przy tym kole robota szła mi dużo szybciej. Procentowało doświadczenie zdobyte na kole lewym. Przy okazji wymiany klocków zrobiłem fotorelację z tej czynności, którą zamieściłem w swojej galerii zdjęciowej.
Wszystko poszło sprawnie. Oddałem imbus nr 8 sąsiadowi, który akurat męczył się wraz z synem z wymianą sprężyny w kolumnie resorującej swojego samochodu. Jedynym minusem mojej roboty było to, że nie mogłem domyć rąk. Brud wszedł głęboko dookoła paznokci i za nic nie chciał puścić. Ale trudno; gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Albo inaczej: nie od razu paznokcie umyto.
poniedziałek, 11 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz