Dziś uczestniczyliśmy w ostatnim w tym roku na kortach TKKF Skanda turnieju deblowym. Turnieje październikowe zaczynają się o 10, czyli godzinę później niż zwykle. Zjawiłem się na kortach kwadrans po czasie i wraz z innymi uczestnikami czekałem na losowanie. Zgłosiło się osiem par, czyli układ był idealny: wszystkie cztery mecze ćwierćfinałowe zaczynają się jednocześnie. Zdzichu czuwał nad losowaniem, ale wyszedł z biura z kwaśną miną - wylosowaliśmy parę Tomek Chaciński/Jacek Tomalik. Jeszcze nigdy z nimi nie wygraliśmy.
Było chłodno, ale słońce świeciło ostro. Po krótkiej rozgrzewce zaczęliśmy grać. Początek był dobry: szybko objęliśmy prowadzenie 3:0, potem było 4:1. Przeciwnicy trochę przycisnęli, ale ostatecznie wygraliśmy seta 6:4. W drugiej odsłonie byli już lepsi i przegraliśmy 1:6. Nadszedł czas na super tie-break. Zaczęło się od 0-2, ale potem było lepiej i szliśmy łeb w łeb. Przy 8-7 dla nas udało mi się zagrać pierwszego w tym meczu wygrywającego woleja (dokładnie lob-woleja) i mieliśmy piłki meczowe. Wykorzystaliśmy od razu pierwszą okazję i zwyciężyliśmy 10-7.
Na półfinał przenieśliśmy się na kort nr 1. Czekali już na nas bracia Rusak. Początek meczu nie był obiecujący, jakoś zesztywnieliśmy na tym zimnie po krótkiej przerwie po ćwierćfinale i pierwszego gema oddaliśmy kompletnie bez gry. Potem już było lepiej i wygraliśmy pierwszy set 6:4. W drugim doznałem urazu prawego nadgarstka. Cofałem się szybko, aby obronić smecz przeciwnika i nagle poczułem, że lecę na plecy. Odruchowo podparłem się rękami, ale i tak rąbnąłem tyłem na twardą ziemię. Zabolało nielicho, ale pozbierałem się po chwili. Wstałem, wziąłem rakietę do ręki i wtedy poczułem ból nadgarstka prawej ręki. Zupełnie nie mogłem zacisnąć dłoni na rączce rakiety przy graniu forhendem. Zastanawiałem się nawet nad kreczem, ale postanowiłem jednak dograć ten mecz do końca. Dobrze się stało, bo drugi set wygraliśmy 6:3 i po raz drugi z rzędu znaleźliśmy się w finale. Tam już czekali stali rywale: Mirek Badura i Przemek Zieliński.
Bez dłuższego wypoczynku rozpoczęliśmy pojedynek. Niestety, ręka wciąż mocno mi dokuczała i forhendem mogłem tylko delikatnie przebijać piłkę. Starałem się za to agresywnie grać bekhendem, co wychodziło mi nadspodziewanie dobrze. To jednak nie wystarczyło na nawiązanie walki z tak klasowymi rywalami i przegraliśmy zdecydowanie 4:6, 1:6.
Dzięki temu występowi zdobyliśmy 40 punktów do rankingu i w klasyfikacji deblistów awansowaliśmy: Zdzichu z 6 na 3, a ja z 9 na 4 miejsce. Pierwsze dwa miejsca zajęli oczywiście zwycięzcy turnieju: Mirek pierwsze, Przemek drugie.
Z powodu urazu odwołałem jutrzejsze granie z Bartkiem. Będę potrzebował kilku dni na dojście do siebie. Ale z tego, co widzę, już sobie za dużo nie pogramy w Kortowie. Jest coraz zimniej i meteorolodzy straszą zimą już w październiku.
sobota, 2 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz