niedziela, 17 października 2010

Weekend bez sportu

Sobota i niedziela były nietypowe. Otóż nie bawiłem się w tym czasie w żaden sport. W sobotę zadzwoniłem do Bartka w sprawie grania, ale nie odebrał. Oddzwonił po kilku godzinach z wiadomością, że już zaczyna sezon halowy i mają zarezerwowane terminy. Zatem stało się jasne, że ze mną nie zagra. Podobnie miało być z niedzielą. Przez chwilę miałem dzwonić do Marcina U., ale szybko przeszła mi ochota. Mam jednak lekki przesyt tenisa i przerwa dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że zacząłem treningi siłowe i dodatkowa energia bardzo się przyda. Myślałem nawet o takim treningu w weekend, ale jeszcze nie zregenerowały mi się tricepsy po czwartkowym wysiłku.
Zatem ponownie jesienią zaczął się okres budowania masy mięśniowej. Teraz ważę 72 kg i mam nadzieję dobić przynajmniej do 77 kg, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie. A może uda się 80? Nie chcę jednak przesadzać, bo w pewnym momencie nabierania masy mięśniowej zaczyna się też nabierać masy tłuszczowej, a to nie jest już przeze mnie pożądane. Wolę mieć mniejsze mięśnie, ale nie oblane słoniną. Placek ma na ten temat inne zdanie, ale to jego sprawa.
Mam teraz więcej czasu i ochoty na książki. Przeczytałem powieść D.R. Koontz'a pt. "Złe miejsce". Zgrabnie napisana opowieść o lekko zmutowanym mordercy i ścigającej go parze detektywów w postaci małżeństwa. Teraz zaś śledzę losy agentów CIA i KGB w Afganistanie, co opisuje K. Follett w książce "Wejść między lwy".
Na godzinę przed zachodem słońca poszedłem z aparatem na spacer. Pogoda była ładna, a słońce ostro świeciło nisko nad horyzontem. Zwiedziłem budowę ulicy Artyleryjskiej, co udokumentowałem ponad dwudziestoma zdjęciami. Dotarłem aż do miejsca, gdzie był jeszcze niedawno wiadukt łączący Al. Wojska Polskiego z ul. Partyzantów. Nowy wiadukt jeszcze nie powstał, a ruch samochodowy odbywa się tymczasowym przejazdem kolejowym na wysokości przejścia podziemnego dla pieszych.
Wracając do domu szedłem wzdłuż torów i tym sposobem dostałem się na zabytkowy wiadukt kolejowy przebiegający wysoko nad Łyną. Kiedy spojrzałem z niego w dół, poczułem się trochę nieswojo. Nie spodziewałem się, że to tak wysoko. Dalej doszedłem do peronu trzeciego dworca Olsztyn Zachodni, przez płot przedostałem się na Artyleryjską już w okolicach ronda i tak to skończył się mój rekonesans.

Brak komentarzy: