Asia znowu ma zapalnie swojej zatoki klinowej. W związku z tym poszliśmy wczoraj do przychodni i zarejestrowaliśmy ją. Obyło się bez problemów, bo dziewczyna ma już numer ubezpieczenia. Udało nam się zapisać do lekarza na czwartą pięćdziesiąt. Poszliśmy do domu coś zjeść i wróciliśmy do przychodni o odpowiedniej porze. W poczekalni jest tablica elektroniczna, na której wyświetlane są nazwiska pacjentów i numery pokoi, do których mają iść. Zasiedliśmy zatem wygodnie i czekaliśmy na nazwisko Asi. Po czterdziestu minutach stwierdziliśmy, że coś jest nie tak. Podszedłem do punktu obsługi wyjaśnić sytuację. Okazało się, że należało zgłosić w tymże punkcie naszą obecność. Po kolejnych dwudziestu minutach doczekaliśmy się elektronicznego wywołania. Weszliśmy do gabinetu niejakiej dr Jones. Tu przedstawiłem w skrócie historię choroby pacjenta i zaproponowałem leczenie antybiotykami. Pani doktor była zgodna i wypisała receptę na odpowiednie leki. Następnie poszliśmy do domu, bo oczywiście nie wzięliśmy pieniędzy na lekarstwa.
Już wiedzieliśmy, że spóźnimy się na spotkanie z poznanymi przez internet Polakami z Harlow, Izą i Adamem. Iza znalazła przypadkowo mój blog i napisała do mnie na gadu-gadu. Tym sposobem dowiedzieliśmy się, że mieszka tu para, która ma dzieci. Chodzą one do Stewards School w Harlow. My ze względu na Igora potrzebujemy informacji o szkołach, więc umówiliśmy się na pogawędkę u nich w domu.
Byliśmy już za Lidlem, kiedy przejeżdżający samochód zatrąbił znacząco i zjechał koło nas z głównej drogi. Był to Adam, który jakimś cudem domyślił się, że my to my. Zabrał nas więc w dalszą drogę samochodem. Po chwili byliśmy na miejscu.
Adam i Iza zajmują mieszkanie zastępcze, jako że czekają na lokum od władz miasta. Warunki mają lepsze niż w naszym obecnym domu. Mniej wilgoci, w łazienkach i toalecie kafelki, a nie wykładziny jak u nas. Fajnie się rozmawiało. Oboje są szczerzy i otwarci. Ich dzieci nie było, ale Igor na pewno zyska dobrego kolegę. Jeśli tylko się tu zaaklimatyzuje, powinno być w porządku przynajmniej w tej kwestii. Adam pracuje jako kierowca autobusu miejskiego, natomiast Iza poszukuje pracy. Jest jej trudno, podobnie jak Asi, bo nie zna komunikatywnie języka. Ale grunt się nie poddawać, to zwykle w życiu skutkuje.
Dzisiaj obudziłem się koło czwartej rano i już nie zasnąłem. Wstałem zatem i zasiadłem do internetu. Jutro rano przylatuje Igor pod opieką Michała (brata Asi) i Pszczoły (jego żony). Musimy odebrać go z lotniska w Birmingham. Dlatego też zarezerwowałem bilety dla naszej trójki na autobus na trasie Stansted Airport - Birmingham Airport. W sumie wyniosło to 57,5 funta. Wyjazd mamy o pierwszej w nocy. Musimy jednak wcześniej dostać się z Harlow na Stansted. Jeździ tam autobus linii 510. Ostatni kurs jest dwadzieścia po jedenastej i o tej właśnie godzinie dziś wieczorem wyruszamy. Na Stansted będziemy przed północą. Będzie zatem czas na odebranie biletu i zorientowanie się o miejscu odjazdu do Birmingham. Ściśle mówiąc, nie dojedziemy do samego Birmingham, jako że lotnisko jest poza miastem od strony wschodniej, z której nadjedziemy. Będziemy tam przed czwartą nad ranem. Samolot z Igorem na pokładzie ma przylecieć o ósmej, więc poczekamy sobie kilka godzin. Przed dziesiątą mamy powrotny kurs na Stansted. Jest to nasza pierwsza poważna wyprawa po Anglii.
Poważnie zastanawiamy się, co robić. Jeśli nie znikną problemy zdrowotne Asi, wróci ona z Igorem we wrześniu do Polski. Wtedy ja popracowałbym do końca listopada (wtedy najwcześniej możemy wypowiedzieć umowę o mieszkanie) i też bym wrócił. Chyba, że zdecydowalibyśmy o moim dłuższym pobycie. Ważne jest jeszcze przystosowanie się Igora do nowych warunków. Nie można przecież trzymać go tu wbrew jego woli. Poczekamy, zobaczymy. Ja jestem nastawiony pozytywnie do każdego wariantu.
Za oknem znowu zaczęło intensywnie padać. Pogoda tego lata nie dopisuje. Podobno zeszłe lata były pod tym względem lepsze. Ewentualny powrót do Polski byłby dla mnie niekorzystny tylko z dwóch powodów: zarobków i internetu. Tu jestem w stanie odłożyć ok. trzy i pół tysiąca złotych miesięcznie. Z kolei za internet płacę praktycznie te same pieniądze co w Polsce, tyle że łącze jest szesnastokrotnie szybsze.
czwartek, 23 sierpnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz