W ostatni piątek znowu zaatakował mnie jakiś wirus. Objawy były grypopodobne: osłabienie, uczucie zimna, lekkie mdłości i brak apetytu (co u mnie jest niezwykłe). Wieczorem tego dnia miałem grać ze Zdzichem w tenisa. Przed czternastą położyłem się więc do łóżka, żeby wypędzić z siebie złe moce chorobowe. Nie odwoływałem gry, bo miałem nadzieję na rychłe ozdrowienie.
Uciekała godzina za godziną, a ja ciągle leżałem bezwładnie w łóżku. Wreszcie koło szóstej zebrałem siły i heroicznym wysiłkiem napisałem sms-a do Zdzicha, że z powodu choroby nie będę towarzyszył mu dzisiaj na sali. Później mi mówił, że był bardzo rozżalony. Tego popołudnia jechał na złamanie karku z Torunia, gdyż był tam na szkoleniu. Jego wysiłki okazały się jednak daremne w obliczu mojej niedyspozycji.
Asia wróciła z pracy w pół do siódmej i przestraszyła się ciemności w domu. A ja leżałem bez sił zupełnie i nawet szklanki wody nie miał mi kto podać. Około dziewiątej wieczorem poczułem się jednak lepiej. Wstałem, ubrałem się i zjadłem kolację. Poczytałem jeszcze książkę i o północy położyłem się spać. Bałem się trochę, że nie zasnę, jednak nie miałem z tym problemów (jak zwykle zresztą). Następnego ranka byłem już zdrów, choć nieco osłabiony. Dzwonił Bartek, żeby wyciągnąć mnie na debla, ale odmówiłem. Wolałem nie ryzykować biegania z rakietą tuż po chorobie.
W niedzielę jednak, zgodnie z planem zresztą, pojechałem rano ze Zdzichem do Kortowa. Graliśmy w odnowionej hali uniwersyteckiej. Jej mankamentem jest brak linii do tenisa, ale poodbijać zawsze można. Zdzichu liczy, że prezes Szarejko coś z tym fantem zrobi.
Po godzinie gry wpadł na salę trener drugiego AZS-u, niejaki Grygołowicz, i musieliśmy zakończyć grę. Za chwilę miał się rozpocząć jakiś turniej siatkówki.
Wczoraj z kolei zrezygnowałem z koszykówki ze względu na kolana. Jak zwykle przesadziłem z pierwszymi treningami po długiej przerwie i dały o sobie znać przeciążenia. Wykonałem natomiast sumiennie trening siłowy, który opuściłem w sobotę.
wtorek, 11 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz