poniedziałek, 20 października 2008

Wizyta Gancków

W sobotę zagościli do nas Gancewscy. Przywieźli trochę żarcia i pół litra. Ja wcześniej także zaopatrzyłem się w butelczynę, a Asia przygotowała pokarm. Zaczęliśmy przed szóstą po południu. Swoje pół litra rozrobiłem z miodem i cytryną. Butelka opustoszała bardzo szybko. W związku z tym doszliśmy do wniosku, że trzeba dokupić dodatkową flaszkę. Sprawnie dokonałem właściwego nabytku. Po chwili na stole stanęła pełna butelka nalewki. Jej osuszenie poszło równie sprawnie, ale ja poczułem, że osiągnąłem swój punkt maksymalny. Zdołałem jeszcze przygotować trzecią butelczynę nalewki, po czym umyłem zęby i zwaliłem się na łóżko w pokoju Igora. Była około jedenasta. Obudzono mnie wpół do trzeciej w nocy z poleceniem przeniesienia się do swojego łóżka. Rozebrałem się i błyskawicznie zasnąłem.
Rano około ósmej obudziły nas hałasy dobiegające z kuchni. Myślałem, że to Gancek obudził się głodny jak zwykle i szpera w lodówce. Okazało się jednak, że facet zmywa naczynia. Potem wziął się do robienia omletów. Wszyscy wstali i czekali na posiłek przygotowywany przez zawodowca. W końcu jedenaście lat pracy w Zajeździe Kłobuk zrobiło swoje. Każdy zjadł profesjonalnie usmażony omlet. Posiedzieliśmy do trzeciej, gadając o tym i owym. Gancewscy zebrali się i pojechali swoim dwudziestoletnim Golfem do domu do Morąga. Myśmy zaś opadli bezwładnie na fotele i odpoczywaliśmy do wieczora. Ja jeszcze pobrzdąkałem na gitarze, gdyż w czasie imprezy nie doszedłem do tego punktu programu. Trochę pograł Gancek, który specjalnie przywiózł ze sobą gitarę i wzmacniacz. Ja niestety byłem niedysponowany i nie byłem w stanie mu akompaniować.
Dzisiaj kolejny trening siłowy. Zaczynam szósty tydzień walki z ciężarami. Jak na razie siły przybywa mi z tygodnia na tydzień. Dziś zaatakuję zgodnie z planem klatkę, tricepsy i brzuch.

Brak komentarzy: