niedziela, 14 listopada 2010

Sport, ale pasywnie

Z treningu w sobotę były nici. Podobnie dzisiaj. Chociaż dzisiaj już nic nie skręca mi jelit, to jestem słaby jak mucha. Jedyny kontakt ze sportem to oglądanie NBA. Ściągam sobie głównie mecze z udziałem Miami Heat. Latem miał miejsce sławny transfer LeBron'a James'a na Florydę. Dodano do niego jeszcze Chris'a Bosh'a z Toronto Raptors i naprawdę jest co oglądać. Co prawda bilans Miami po dziesięciu meczach nie jest zbyt imponujący (6-4), ale chłopaki jeszcze się dotrą. W ogóle to oglądam te mecze na ekranie swojego telewizora. Wystarczyło podłączyć go do komputera jako monitor i gra muzyka.
Zatem w sobotę obejrzałem sobie Miami vs. New Jersey. Dwójka James/Wade rozegrali bardzo dobre spotkanie i zdmuchnęli rywali. Po trzech kwartach było po meczu. Natomiast w niedzielę włączyłem sobie pojedynek Miami - Boston. Tym razem rywale byli silni. Szczególnie Allen i Pierce świetnie trafiali, a w Heat zawodził Wade. Ciężar gry wziął na siebie James, ale to nie wystarczyło, mimo zdobycia 35 pkt, 10 zbiórek i 9 asyst. Tyle samo punktów, tyle że dla Celtics, rzucił Allen, w tym trafił 7 trójek. Cały mecz Heat gonili przeciwników, ostatecznie jednak przegrali pięcioma punktami. Oprócz LeBron'a bardzo dobrze zagrali Haslem i Bosh.
Przed meczem wybraliśmy się z Asią na przechadzkę wokół J. Długiego. Obeszliśmy całe jezioro, a nie jak zwykle połowę, ponieważ most jest remontowany. Zrobiliśmy 5 kilometrów, mimo mojej pochorobowej słabości. Pogoda była świetna; niezbyt słonecznie, ale ciepło.

Brak komentarzy: