poniedziałek, 29 listopada 2010

Przygotowania do wymiany opon

Dzisiaj podzwoniłem po olsztyńskich warsztatach samochodowych celem umówienia się na wymianę opon letnich na zimowe. Wszędzie śpiewali mi 60 zł za wymianę kompletu opon. W końcu jednak trafiłem na warsztat na Warszawskiej 117c, gdzie facet zaproponował kwotę 45 zł. Spodobało mi się to i zostałem zapisany na jutro na 8:30.
Po treningu, na którym męczyłem klatkę i bicepsy, postanowiłem przygotować samochód do jutrzejszej operacji. Wyciągnąłem z piwnicy opony i wrzuciłem je do bagażnika. Omiotłem przy okazji śnieg z maski i szyb. Pomyślałem, że warto sprawdzić, jak się sprawuje samochód ze zużytymi letnimi oponami na śniegu przy temperaturze minus 10 stopni. Do środka jednak nie wsiadłem, bo opór stawił mi zamek w drzwiczkach. Nie mogłem go przekręcić w żadną stronę. Poszedłem więc do domu, ogrzałem kluczyk pod gorącą wodą z kranu, wytarłem do sucha i wróciłem na mróz. Teraz udało mi się ruszyć zamek, ale drzwi nadal otworzyć się nie chciały. Po kilkuminutowej bezskutecznej szarpaninie ponownie znalazłem się w domu. Tym razem wcieliłem w życie nowy pomysł: zagotowałem wodę w czajniku i zalałem kluczyk wrzątkiem. Poleżał tak sobie kilka minut, po czym ponownie zaatakowałem zamek w pojeździe. Tym razem było trochę lepiej. Kluczyk dawał się przekręcić do końca w prawą stronę, ale żeby otworzyć samochód, musiał przekręcić się w lewo. W tę stronę jednak udawało mi się wykonać mniej więcej połowę wymaganego obrotu. Walczyłem, walczyłem, aż wreszcie centralny zamek charakterystycznie szczęknął, co oznaczało powodzenie moich starań. Trochę jeszcze mocowałem się z drzwiami, które były przymarznięte, ale ostatecznie dostałem się do wnętrza. Nie bez trudu odpaliłem silnik, gdyż akumulator stał na mrozie bez pracy trzy doby. Wymienione w lipcu świece zdały egzamin i silnik zaskoczył. Wyjechałem delikatnie z miejsca parkingowego i przemieściłem się na razie po płaskim terenie. Dało się jechać, wobec czego zaryzykowałem zjazd z górki w stronę Bałtyckiej. Na początek przebyłem jakieś 10 metrów po pochyłości i zahamowałem. Samochód zatrzymał się posłusznie. Postanowiłem nie zjeżdżać na sam dół, tylko cofnąć teraz na górę. I tu już wóz przestał się słuchać. Koła kręciły się w miejscu, mimo że dodawałem bardzo mało gazu. Skręciłem więc w bok na sąsiedni parking. Tam zawróciłem i zaatakowałem górkę ponownie, tym razem przodem. Nic z tego nie wyszło, a ponadto ledwo udało mi się wrócić na parking, z którego właśnie wyjechałem. Ponownych prób zaniechałem, zostawiłem Mazdę na parkingu i poszedłem jak niepyszny do domu. Po drodze obejrzałem sobie ślady po moich wyczynach. Pod śniegiem asfalt był oblodzony, stąd moje niepowodzenie. Zatem na jutrzejszą zmianę opon się nie wybieram. Główne zagrożenie to zjazd z parkingu na Bałtycką. Tu jest spore nachylenie terenu i istnieje realna szansa, że na dole nie zdołam się zatrzymać i wbiję się w samochody stojące rano w korku. Wymiana opon przesunęła się zatem na czas nieokreślony. Muszę jeszcze wyjąć akumulator i wstawić go do piwnicy, bo nie zrobiłem tego dzisiaj.

Brak komentarzy: