niedziela, 6 lutego 2011

Sportowy weekend

Wczoraj znowu grzmociliśmy w tenisa na hali przy Artyleryjskiej. Ja grałem w parze z Bartkiem, a Wiesiek Jaśkowiak z Januszem Truskowskim. Zaraz na rozgrzewce pękł mi naciąg w Dunlopie, czego spodziewałem się już od jakiegoś czasu. Wyciągnąłem zatem z termobagu Babolata Pure Drive+ i machałem nim zadziornie. Jednakże czucie w tej rakiecie jest zupełnie inne. Jeszcze serwowanie wychodziło nienajgorzej, natomiast forhend i bekhend już znacznie gorzej. Po rozpoczęciu gry na punkty nie mogłem trafić piłki środkiem rakiety. Dopiero po około dwóch godzinach gry zacząłem jako tako czuć uderzenie. Wtedy też Janusza zmienił Marek Jędrzejczyk, z którym graliśmy następne półtorej godziny. Do domu wróciłem przed dziewiątą.
Dzisiaj wstałem z niepokojem o stan mojego ramienia. Wszystko jednak było w porządku, żadnych urazów. Tyle, że bark i łopatka były nieco obolałe po wczorajszym maratonie. Po południu wziąłem się za naciąganie Dunlopa, co zajęło mi dwie godziny. Ten naciąg powinien już wytrzymać do końca sezonu halowego, czyli jakieś dwa miesiące. Potem, gdy zaczniemy grać na mączce, naciąg będę musiał wstawiać co dwa tygodnie. Taki urok tego sportu.
Podczas wczorajszego grania starałem wczuwać się w serwis. Dokładnie obejrzałem na youtube.com poszczególne fazy akcji serwisowej i skupiałem się na nich. Błędy, jakie zdołałem u siebie wyłapać, to zbyt wczesny skręt tułowia przed uderzeniem piłki oraz za szybkie opuszczenie ręki wyrzucającej piłkę. Ta ręka powinna znieruchomieć na moment celując w wyrzuconą właśnie do góry piłkę. Moment opuszczania lewej ręki powinien zacząć się w chwili wyprowadzania zza pleców rakiety prawą ręką. Wtedy do siły uderzenia dokłada się energia ruchu wywołana ruchem lewego barku ku dołowi, a w tym samym czasie prawego barku do góry.
Udało mi się załatwić na środy salę w SP 30. Będziemy tam grywać ze Zdzichem zaraz po pracy. W najbliższą środę jedziemy tam po raz pierwszy.

Brak komentarzy: