Wczoraj po raz trzeci w tym roku zawitałem na halę przy ul. Artyleryjskiej. W ostatniej chwili dostałem sygnał od Bartka, że i dzisiaj, podobnie jak przed tygodniem, spotykamy się o szesnastej. Trochę mnie to zaskoczyło, bo pół godziny przed grą dopiero kończyłem obiad, ale trudno. Stawiłem się na hali punktualnie i zaczęliśmy rozgrzewkę. Było nas tylko trzech, zatem zaczęliśmy grę dwóch na jednego. Graliśmy do dziesięciu punktów, czyli w formule tzw. super tiebreak'a. Wygrałem swoją rozgrywkę będąc sam. Moim kolegom ta sztuka się nie udała.
O piątej dołączył do nas Wiesiek Soluch. Po krótkiej rozgrzewce był gotowy do gry. Zagraliśmy tak jak przed tygodniem: ja z Bartkiem i Wiesiek z Markiem. Grało mi się już lepiej niż tydzień temu. Różnica była widoczna zwłaszcza przy wolejach. Uderzałem już znacznie mocniej i pewniej z powietrza. Wynik tej rywalizacji to 6:4, 6:4, 6:2 dla nas. Zagraliśmy jeszcze czwarty set. Szliśmy równo i przy stanie 6:6 zdecydowaliśmy się grać do przewagi dwóch gemów, gdyż zostało jeszcze trochę czasu. Jednak przy 7:7 nie było sensu ciągnąc to dalej i rozegraliśmy jednak tiebreak, który został rozstrzygnięty na naszą korzyść 7-4. Jeszcze kilka minut poodbijałem z Bartkiem singla, chociaż czułem już sztywność kolan. Ta nawierzchnia ma w sobie jednak coś niepokojącego.
Po dwudziestej pierwszej włączyłem jeszcze komputer, żeby śledzić zmagania zawodowców w Indian Wells. To był dzień półfinałów. Akurat kończył się mecz Djokovic - Isner. Faworyt gospodarzy nie zawiódł i niespodziewanie pokonał pierwszą rakietę świata 7:6, 3:6, 7:6. Mimo, że Serb wygrał w całym meczu więcej piłek (117-106), to odpadł z turnieju.
Ja ostrzyłem sobie zęby na następny mecz, czyli na "classic confrontation" Nadal - Federer. Wcześniej sprawdziłem statystyki i stwierdziłem, że szanse są równe. Co prawda Nadal ma korzystny bilans tych spotkań (18-9), ale biorąc pod uwagę tylko mecze na nawierzchni twardej jest remis 5-5. Niestety nie doczekałem się rozpoczęcia tego meczu. Nie wiem dlaczego zawodnicy nie weszli na kort zaraz po zakończeniu spotkania Djokovic - Isner. W zamian pokazywano z odtworzenia mecz ćwierćfinałowy Nadal - Nalbandian. O dwudziestej trzeciej miałem dość i poszedłem spać. Dziś rano zajrzałem na stronę atpworldtour.com i zobaczyłem, że Federer nadspodziewanie łatwo uporał się z Rafą 6:3, 6:4. Zatem dzisiejszy finał to mecz Amerykanina Isnera ze Szwajcarem, podczas gdy spodziewano się raczej spotkania zawodników zajmujących miejsca 1 i 2 w światowym rankingu.
Według programu gier na dzisiaj panowie zaczną mecz o 22-giej naszego czasu. Trochę późnawo, ale cóż, chyba obejrzę. Warty odnotowania jest udział w finale debla Nadala, który w parze z niejakim Marco Lopezem będzie stawiał czoła parze Isner - Querrey.
niedziela, 18 marca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz