Nastała ostatnia sobota na hali przy Artyleryjskiej. Pogoda bardzo się popsuła i spadł nawet śnieg. Dobrze, że nie zmieniłem jeszcze opon na letnie. W święta też ma być różnie i chyba nie zmienię ich nawet na wyjazd do Zgliczyna.
Na tę ostatnią halową grę składy były mocne: zagrałem z Bartkiem przeciwko Przemkowi Zielińskiemu i Markowi. Ktoś przyniósł nowe piłki Dunlopa, które były bardzo twarde i kiepsko słuchały się naszych rakiet (a ściślej rzecz biorąc - naszej techniki). Mecz zaczął się nie po naszej myśli. W pierwszym secie przegrywaliśmy już 2:5. Wtedy też przestaliśmy za wszelką cenę atakować, tylko uspokoiliśmy grę. Zaprocentowało to doprowadzeniem do stanu 5:5, potem 6:6. W tie-breaku już byliśmy lepsi i pierwszy set padł naszym łupem. Potem było już łatwiej. Kolejne sety rozstrzygnęły się na naszą korzyść 6:3, 6:2, 4:1 i przy tym stanie musieliśmy zakończyć zmagania, gdyż była już siódma i na kort weszli następni wynajmujący.
Po powrocie do domu zasiadłem do internetu obejrzeć finałowy mecz Radwańskiej z Szarapową w Miami. Nieoczekiwanie (przynajmniej dla mnie) wygrała Polka 7:5, 6:4. Jest to jej największy sukces w karierze. Ciekawe, czy awansuje w rankingu do pierwszej trójki.
sobota, 31 marca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz