Jestem w Anglii. Przybyłem wczoraj ok. 8:30 do Londynu na Victoria Station. Tu spotkałem się z Marią, Anką i Andrzejem, z którymi będę mieszkał w hostelu przez następne 2 tygodnie.
Zagadnięci taksówkarze ocenili, że podróż do Harlow wyniesie nas 40-50 funtów. Wpakowaliśmy się zatem całą czwórką do tradycyjnej londyńskiej taksówki i ruszyliśmy. Tu trzeba powiedzieć, że samochód jest bardzo pakowny. Zmieściliśmy się bez problemu mimo, że bagażu mieliśmy sporo. Szczególnie torby Marii miały pokaźną objętość. Taksówkarz był starszym mężczyzną, który zapewne miał dobrą orientację w terenie, ale tylko w Londynie. Po dotarciu do Harlow nie bardzo wiedzieliśmy jak dojechać do hostelu. Mieliśmy mapy wydrukowane z internetu, które nie były jednak zbyt szczegółowe. W końcu dotarliśmy do jednej z głównych ulic miasta i zorientowaliśmy się, jak jechać. Taksówkarz był jednak już tak zły, że nie chciał nas słuchać. Zapytał miejscowego człowieka o drogę, wsiadł za kierownicę i w najlepsze błądził dalej. Po kilkunastu minutach wróciliśmy w to samo miejsce. Tu z pomocą przyszła nam kobieta, która już dotarła do umysłu londyńskiego taksówkarza. Nareszcie dojechaliśmy do hostelu. Zapytałem, ile sobie życzy. Licznik wskazywał 101 funtów, ale facet, nie patrząc nam w oczy, wycenił naszą podróż na 60.
Hostel zrobił na mnie średnie wrażenie. Pozostali jednak ocenili go pozytywnie twierdząc, że nie widziałem jak może być w hostelu. Jest prowadzony przez rodzinę, która mieszka w tym samym budynku.
Po zakwaterowaniu się w pokoju ruszyliśmy do Tesco, w którym będą pracować Maria i Anka. Ja i Andrzej będziemy pracować w innym sklepie, jednak nasz bezpośredni przełożony był na urlopie, więc kazano nam iść razem z dziewczynami. Mają kawałek drogi do swojego marketu. Szliśmy ponad pół godziny. Na miejscu przywitały nas dwie menedżerki. Poczekaliśmy trochę na Ewę, która mieszka w Harlow od 29 lat i pracuje w Tesco w dziale promocji. Jej zadaniem było pilnować, abyśmy wszystko dokładnie zrozumieli. Z naszej czwórki najlepiej z angielskim radzi sobie Maria. Pracowała kiedyś w Anglii przez 3,5 roku. Wysłuchaliśmy zasad bezpiecznej pracy oraz planowania urlopów. Generalnie było miło. Podczas przerwy dostaliśmy nawet posiłek gratis. Ja zjadłem pokaźną porcję lazanii z ziemniakami. Wypełniliśmy jeszcze druczki odnośnie odzieży roboczej. Co prawda robiliśmy to już w Krakowie przed wyjazdem, ale okazało się, że nie ma to żadnego znaczenia. Musieliśmy zrobić to jeszcze raz. Na koniec pisaliśmy test z bhp. Oczywiście wszyscy zaliczyli. Odpowiedzi konsultowaliśmy na bieżąco z Ewą i menedżerkami. Na koniec dowiedzieliśmy się, że ja i Andrzej nie będziemy mieli spotkania wprowadzającego do pracy. Mamy iść po prostu jutro do Tesco na 22 i tam wszystkiego się dowiemy.
Po powrocie do hostelu zadzwoniłem do Łukasza z Cheshunt, który od 2 lat tam mieszka i pracuje w Tesco. Jednak po minucie rozmowy nastąpiło rozłączenie. Roaming zżarł mi całą kasę z konta.
Dzisiaj poszliśmy do mojego Tesco. Tam zrobiłem małe zakupy. Wszyscy nabrali ze sobą zapasów żywności na kilka tygodni. Ja jednak stwierdziłem, że będę robił zakupy na bieżąco. Nie wychodzi to generalnie dużo drożej niż w Polsce. Po drodze minęliśmy kilka wielkich marketów o różnych profilach. Trudno uwierzyć, że w tak niewielkim mieście może funkcjonować tyle dużych sieci handlowych. Byliśmy też na stacji kolejowej w celu zorientowania się w połączeniach do Londynu. Ja chciałem kupić pakiet startowy do komórki sieci O2. Spotkaliśmy jednak Polaków i zapomniałem o tym. Z kolei pociągi nie jeździły dziś z powodu strajku kolejarzy.
Teraz siedzimy hostelu i przeglądamy w internecie ogłoszenia na temat wynajmu mieszkań. Spiszemy kilka adresów i jutro ruszymy na oględziny. Internet jest na szczęście bez dodatkowych opłat.
niedziela, 20 maja 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz