czwartek, 24 maja 2007
Mamy mieszkanie!
Dzisiejszy dzień był długi i wyczerpujący, ale zakończony sukcesem. Nareszcie znalezlismy niedrogie i ładne mieszkanie. Zanim jednak do tego doszło, nasza towarzyszka Maria znalazła sobie pokój. Nadal będzie miała kawał drogi do pracy, ale mimo to zdecydowała się. Co dziwniejsze, wprowadziła się tam od razu, a przecież hostel mamy opłacony do 2 czerwca i opłata ta będzie ściągana z naszych najbliższych wypłat. Maria wydawała się osobą bardzo oszczędną, a tu przez ponad tydzień będzie płaciła za dwa miejsca zakwaterowania. Nawiozła ze sobą z Polski jedzenia na miesiąc, a tu nagle taka rozrzutność. Cóż, jej sprawa.My z kolei byliśmy umówieni w dwóch agencjach na oglądanie mieszkań. Najpierw poszliśmy do Guardiana. Ta sama dziewczyna co wczoraj zawiozła nas do mieszkania położonego na przeciwległym krańcu miasta w stosunku do naszych Tesco. Mieszkanko było niezłe, ale odległość i fakt, że mieszkanie było bez mebli zniechęcił nas. Właściciel życzył sobie 780 funtów miesięcznie.Wróciliśmy do hostelu na obiad. Andrzej przygotował z wczorajszego kurczaka kawałki piersi z ryżem i sosem. Było bardzo smaczne i, co najważniejsze, dużo.O pierwszej ruszyliśmy do Old Harlow do agencji Future Let. Agent Steve zabrał nas do dwóch mieszkań. Pierwsze było świetne: w pełni umeblowane, z dwiema sporymi sypialniami z podwójnymi łóżkami i jedną malutką. Te pomieszczenia znajdowały się na piętrze. Na dole natomiast był duży salon, przedpokój i kuchnia. Z tyłu domu znajdował się niemały ogródek z równo skoszoną trawą. Następne mieszkanie jednak zrobiło na nas zdecydowanie odpychające wrażenie. Odrapana klatka schodowa i ogólny bałagan nie zachęcały nawet do wejścia. Były tam dwiesypialnie i salon. Byliśmy jednak tak mało nim zainteresowani, że nawet nie pamiętam, ile sobie za nie życzyli. Zdaje się, że około 650 funtów.Po opuszczeniu tego nieprzyjemnego miejsca Steve zaproponował nam podwiezienie, więc szybko znaleźlismy się w hostelu. Po krótkiej debacie zdecydowaliśmy się na pierwsze z oglądanych mieszkań. Zadzwoniłem na numer, z którego dzwonił do mnie rano Steve, ale odebrała jakaś dziewczyna. Niestety wtedy jeszcze nie pamiętałem imienia Steve'a, podałem jej zatem moje dane. Obiecała znaleźć agenta, który dopiero co pokazywał nam mieszkania. Jednak po godzinie czekania na telefon skończyła nam się cierpliwość. Bardzo nam zależało na wynajęciu swojego kąta. Tym bardziej, że Steve uznał, iż właściciel opuści nam czynsz z 750 na 700 miesięcznie.Ponownie więc tego dnia znaleźliśmy się przed agencją Future Let. Steve rozmawiał przez telefon i dodatkowo miał klienta. Po odłożeniu telefonu zapytał nas, czy możemy chwilę poczekać. Oczywiście mogliśmy.Klient wyszedł po 20 minutach. Teraz my zasiedliśmy przed Stevem i przekazaliśmy mu dobrą nowinę: bierzemy! Agent raźno ruszył po stertę formularzy. Zapytałem jeszcze raz, czy cena 700 funtów jest aktualna. Zaproponował 725. Ja jednak bez zastanowienia powiedziałem, że chcielibyśmy wynająć to mieszkanie za 700. Steve poprosił kolegę z pracy, aby skontaktował się z właścicielem. Rozmowa telefoniczna trwała w najlepsze, podczas gdy my pytaliśmy o podatek lokalny oraz o opłaty za prąd i gaz. Podatek ma wynieść około 120 miesięcznie, natomiast pozostałe rachunki agent wycenił na 60 funtów. W tej chwili kolega Steve'a dał znać, że landlord zgodził się na nasze warunki. Przystąpiliśmy zatem do wypełniania formularzy. Na koniec uiściłem opłatę administracyjną w wysokości 160 funtów, która jednocześnie była zaliczką. Umówiliśmy się na podpisanie umowy w środę w agencji. Przeprowadzamy się natomiast w czwartek 31 maja. W sumie spędziliśmy w agencji grubo ponad godzinę.Po półgodzinnym marszu osiągnęliśmy hostel. Nareszcie można było odpocząć. Pobiegłem jeszcze do budki telefonicznej, żeby zadzwonić do Asi i mamy. Pięciofuntowa karta, którą zakupiłem na poczcie, wystarczyła jednak tylko na rozmowę z Asią, która czekała przy budce w Olsztynie. Połączenie kosztowało 25 pensów za minutę. Gdybym dzwonił ze stacjonarnego starczyłoby mi kredytu na znacznie dłuższe rozmowy, ale dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie. Po kilku dniach pobytu w Anglii wydałem na rozmowy 50 zł. A nie rozmawiałem wiele. Tyle, że w mojej sieci O2, przy pakiecie podstawowym, minuta rozmowy do Polski kosztuje 1.40 funta, a na terenie Wielkiej Brytanii 40 pensów. Niezbędny zatem jest swobodny dostęp do internetu i rozmawianie przez Skype'a.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz