wtorek, 22 maja 2007

Pierwszy dzień (noc) w pracy

Zeszłą noc spędziłem w pracy. Na razie jest w porządku. Na mojej zmianie było 6 Polaków. Atmosfera była przyjemna. Te 9 godzin upłynęło szybko dzięki dobrze dobranym przerwom w pracy. Pracujemy 2,5 godziny, następnie godzina przerwy, znowu 2,5 g. pracy, 30 minut przerwy i kolejne 2,5 godziny roboty.
Działam na dziale mięsnym. Na razie pomagam Chińczykowi z Hongkongu celem zorientowania się w asortymencie. Azjata jest przyjacielski i pomocny oraz wykazuje się dużą cierpliwością. Wykładamy na półki paczkowaną wołowinę, wieprzowinę, jagnięcinę i drób. Jest tego wszystkiego sporo i sporo czasu upłynie, zanim szybko będę odnajdował właściwe regały. Polacy na zmianie nocnej są fajni. Wszyscy młodsi ode mnie. Jeden z nich, Tomek, miał urodziny i w czasie przerwy załapaliśmy się na tort. Dzisiaj leci do Polski na miesięczny urlop. Większość z nich jest tu od 2 lat i nie zamierzają wracać do Polski. Zobaczymy jak będzie z nami.
Andrzejowi ciągle dokucza lewa kostka. Mówi, że chyba ją sobie uszkodził jeszcze w autokarze. Po pracy spuchła mu jeszcze bardziej. Skończyliśmy o 7. Po przyjściu do hostelu zwaliliśmy się na łóżka i zapadliśmy w sprawiedliwy sen.
Wstałem o 16. Pozostali byli już na nogach. Okazało się, że Maria w ogóle nie spała. Terminator nie kobieta. Z nogą Andrzeja ciągle było źle. Po pokrzepieniu się pożywieniem ruszyliśmy na umówione spotkanie w agencji nieruchomości. Tam poczekaliśmy kwadrans na spóźnioną pracownicę biura, która zabrała nas samochodem do upragnionego mieszkania. Znajdowało się ono w szeregowcu, z kuchnią i salonem na parterze oraz z trzema sypialniami i łazienką na piętrze. Wszystkie pomieszczenia były niewielkich rozmiarów, za to z tyłu znajdował się trawiasty ogród. Obliczyliśmy z agentką, że miesięczne koszty utrzymania się tam wynosiłyby niecałe 1000 funtów. W okresie letnim nawet mniej, bo oszczędza się na ogrzewaniu. Na osobę wypadałoby zatem do 330 funtów miesięcznie. Czyli 80 tygodniowo. Gdyby nasze dziewczyny, które dołączą wkrótce do nas, znalazły pracę, cena byłaby zdecydowanie do przyjęcia. Co prawda ja i Andrzej mielibyśmy do pracy około 2 km, ale taka odległość jest do przyjęcia. Zresztą po zakupie rowerów nie miałoby to już żadnego znaczenia.
Obiecałem pracownicy agencji, że się zastanowimy i damy wkrótce znać. Teraz czekam na Andrzeja, który poszedł w końcu do lekarza. Na swoje szczęście ma międzynarodowe ubezpieczenie turystyczne, które wykupił jeszcze na studiach (obronił się w styczniu na KUL-u). Musimy to przedyskutować i się na coś zdecydować, bo zaczyna się robić gęsto na rynku nieruchomości.

Brak komentarzy: