Nastał przedostatni dzień w Harlow. Wieczorem rozpocznę moją ostatnią noc w Tesco. Dzień ten upływa pod znakiem kolejnych problemów. Tym razem chodzi o urząd skarbowy. Andrzej dzwonił tam. Podał swój NIN i okazało się, że nie figuruje tam w ogóle. A to znaczy, że ja jestem w takiej samej sytuacji. Musimy zatem jeszcze raz wypełnić druki P86 i wysłać je do właściwego oddziału Inland Revenue. Druk ten jest zgłoszeniem brytyjskiemu urzędowi skarbowemu faktu przybycia do Anglii i zamiaru podjęcia tu pracy. Wypełnialiśmy te druki jeszcze w Krakowie przed wyjazdem. Później daliśmy je do naszego Tesco w celu uzupełnienia danych i słuch o nich zaginął. Zatem ja muszę zgłosić swój pobyt w Anglii w momencie, kiedy mnie już tu praktycznie nie będzie. Naprawdę nie wiem, jak to państwo funkcjonuje mając taką administrację.
Myślami jestem już w Polsce. W piątek wieczorem zaczynam treningi tenisowe. Mój kolega Zdzichu Lech zaklepał salę w IV LO i pisze mi na GG, że nie może się już doczekać. Mnie również swędzi ręka do odbijania piłki. Ruszę ostro do roboty nadrabiając stracony tenisowo czas.
Napisałem prośbę do Tesco, żeby mój formularz P45 (odpowiednik polskiego świadectwa pracy) dali bezpośrednio Andrzejowi. Podejrzewam, że pocztą wysłaliby go na adres hostelu, w którym mieszkałem przez dwa tygodnie pobytu w Wielkiej Brytanii. Na moich odcinkach płacowych bowiem ciągle widnieje ten adres. Pismo w tej sprawie wręczyłem Elen i poprosiłem, aby osobiście dostarczyła je personalnej. Ostatniej nocy zapytałem, czy to zrobiła i uzyskałem potwierdzenie. Może przynajmniej ta sprawa będzie załatwiona bez problemów, chociaż oczywiście odczuwam niepokój.
Przed wyjazdem jeszcze zdążyłem pobawić się w klejenie dętek rowerowych. Najpierw gumę złapał Andrzej. Pożyczył więc rower od Ani. Ona z kolei wybierając się do pracy w niedzielę stwierdziła, że nie ma powietrza w tylnym kole. Skleiłem zatem i jej dętkę. Nie sprawdziłem jednak opony, w której tkwił złamany kolec. Zatem po założeniu sklejonej dętki i napompowaniu koła, nastąpiło kolejne przebicie. Dzisiaj więc znowu ją skleiłem i tym razem usunąłem z opony kolec. Teraz będzie już dobrze.
Ania wyprowadza się jutro. Ja również, tyle że późnym wieczorem. Muszę wyjechać na lotnisko ostatnim nocnym autobusem, który rusza z Harlow dzwadzieścia po jedenastej. Na Stansted będę przed północą i będę musiał czekać na odprawę bagażu, która rozpocznie się na dwie godziny przed odlotem, czyli około czwartej nad ranem. Wylot planowany jest na szóstą dziesięć i mam nadzieję, że nie będzie żadnych niespodzianek typu odwołany albo opóźniony lot.
wtorek, 13 listopada 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz