Weekend spędziliśmy w Maksymilianowie. Nalewki lały się gęsto. Co prawda piłem je głównie ja, ale że się lały strumieniami, to fakt. Skończyło się na tym, że sam sobie polewałem i sam piłem. Zyskałem sobie tym samym opinię człowieka mało kulturalnego i nieobytego. Nie przejąłem się tym zbytnio, gdyż nalewki były warte grzechu. W piątek, oglądając serial "Rzym", wypiłem nalewkę z pigwy. W sobotę była właściwa uroczystość chrzcin. Zdjęto ze mnie ciężar uczestniczenia we mszy świętej. W zamian miałem we właściwym czasie wstawić ziemniaki, mięso do piekarnika i podgrzać gotowaną marchewkę. Ledwo wykonałem pierwsze dwie czynności, gdy wszyscy wrócili z kościoła. Ksiądz chyba gdzieś się spieszył, bo takiego tempa jeszcze nie widziałem. Gdy wszyscy zasiedli przy stole i posilili się, polano nalewkę, tym razem z żurawinówki. Po chwli dołączono do niej pigwówkę. Wypiliśmy po dwa, trzy kieliszki i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Zostały tylko osoby nie pijące. Nie zraziłem się i nie dałem wyparować pysznemu płynowi. Na pierwszy ogień poszła pigwówka. Gdy już wszyscy sobie poszli, osuszyłem butelczynę żurawinówki. Spało mi się wyśmienicie, mimo niedogodnego legowiska na kanapie.
W niedzielę Piotr jeszcze przewiózł Asię na swoim motorze marki Yamaha. Tradycyjnie już odjechaliśmy ze stacji Bydgoszcz Leśna o 14:32. W Olsztynie byliśmy kwadrans po szóstej.
Dziś postanowiłem nareszcie zabrać komputer do naprawy. Mam chwilowo do dyspozycji Nissana Micrę, więc skorzystam z okazji. Od ponad tygodnia nie korzystamy w domu z kompa. Wydaje mi się, że nastąpiła awaria płyty głównej, ale zobaczymy, co orzekną eksperci.
wtorek, 30 września 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz