Podczas poniedziałkowego spotkania z Darkiem padła z jego strony propozycja wyjazdu w góry. On z Markiem planowali uskuteczniać wspinaczkę. Darek żyje z nauczania wspinaczki, a Marek też polubił ten sport. Nie miał jednak od dawna okazji do oddawania się tej pasji, więc chciał skorzystać z nadarzającej się okazji. Asia i ja natomiast mieliśmy zwiedzać góry. Umówiliśmy się przed szóstą po południu. Darek miał po nas przyjechać.
Tymczasem Asia umówiła się wcześniej z dawną niewidzianą przyjaciółką, która od lat mieszka w Krakowie. Stwierdziliśmy, że zdążymy z nią trochę pogadać przed wyjazdem w Tatry. Umówiliśmy się na wpół do piątej pod Empikiem na Rynku Głównym. Byliśmy pięć minut po czasie. Izy z mężem jeszcze nie było. Zaraz też zadzwoniła, że spóźnią się z powodu korków. Ostatecznie o godzinie piątej zasiedliśmy w jednym z ogródków piwnych. Na rynku był straszny tłok, gdyż odbywały się pokazowe przejazdy zabytkowych rowerów, takich z wielkimi przednimi kołami. Cykliści ubrani byli w stroje z tamtej epoki. Całość wyglądał naprawdę ciekawie. Po chwili jednak zadzwonił Marek mówiąc, że wyjeżdżamy o wpół do szóstej. Koniec końców posiedzieliśmy z nimi kwadrans i wróciliśmy do domu. Iza nie kryła rozczarowania. Umówiliśmy się jednak na sobotę.
Kiedy dotarliśmy do domu, Darka jeszcze nie było. Niedługo potem jednak do nas zawitał. Spakowaliśmy plecaki do jego dużego Volkswagena, oczywiście włącznie z nieodzownymi rowerami. W tym momencie okazało się, że wyjazd jest zaplanowany na cztery dni, a nie na dwa, jak myśleliśmy. Ostatecznie jednak nie robiło to nam wielkiej różnicy. Zawsze mogliśmy wrócić autobusem do Krakowa.
Po drodze w góry zaopatrzyliśmy się w niezbędny prowiant. Dodatkowo zakupiłem zapięcie do roweru, jako że Marek takowym nie dysponował. Jechaliśmy oczywiście będącą w ciągłym remoncie Zakopianką. Nie było jednak dużego ruchu, więc sprawnie dotarliśmy na miejsce. Miejscowość, w której się zatrzymaliśmy, nosi nazwę Brzegi. W linii prostej leży około kilometr od granicy ze Słowacją.
Najpierw zajechaliśmy do domu, w którym mieli nocować Marek i Darek. Wrzuciliśmy coś na ząb, porozmawialiśmy chwilę z gospodarzami i zaprowadzono nas dwa domy obok. Tam była nasza wcześniej zarezerwowana kwatera. W tym drewnianym domu mieszkali rdzenni górale. Wynajmują pokoje na piętrze turystom. Wszędzie było bardzo czysto. Uderzył nas jednak lekki (Asia uważała, że mocny) smród od obory. Gospodarze trzymają bowiem krowy w przybudówce przy domu. Było po dziesiątej i byliśmy już zmęczeni, więc położyliśmy się spać.
środa, 6 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz